Zapraszam do czytania mojego następnego opowiadania. Jak zawsze prośba o komentarze, chociaż z tego co widzę to dużo niestety nie można się spodziewać
Zachciało mi się cholera jasna prezesostwa. Normalni ludzie poszli już do domu, a ja muszę kwitnąć za tym biurkiem nad durnymi papierami. Co za różnica kurcze, czy drzewo będzie metr w prawo albo metr w lewo posadzone. O, albo sobie pomnik wymyślili i też nie wiedzą gdzie mają go postawić. Gołębiom i tak będzie wszystko jedno, obsrają go nawet jak będzie pod tym cholernym drzewem schowany. Ktoś to wymyśla, inny zatwierdza, a ja musze za to płacić. Czasem mnie najdzie żeby sprawdzić, na co moja kasa idzie i potem dostaje rozstroju żołądka jak te faktury przeglądam. Kurcze, ale ja głodny jestem. O jeszcze jedno. No nawet się przyczepili o rodzaj trawy, jaki będzie posiany. Jakby psom nie było wszystko jedno co obsrają. No naprawdę jestem głodny. Kratek w oknach piwnicznych też nie może być. Jasne bo pewnie się kotki nie dostaną na zimę… i nie obsrają nowych ścian. No żreć mi się chce no. Rety która to godzina ? Już dziewiętnasta. Nie dziwne, że taki głodny jestem. Od rana nic w pysku nie miałem. Dobra może dotrwam do wyjścia z tej roboty. No pięknie, a może ktoś mi wytłumaczy dlaczego huśtawki dla dzieci nie mogą być pomalowane na czerwono. Przecież i tak je dzieciaki zasrają. A nie może i nie. Ale jakiś margines podwórkowy na pewno to zrobi. Chyba jednak nie wytrzymam do wyjścia. Czemu ja do cholery nie mam tu nic do jedzenia. Przecież orzeszkami i chipsami to ja się nie najem. Skrzynka na listy nie taka tylko inna, drzwi nie takie tylko inne, ja pierniczę, połowa osiedla będzie w jednej czwartej droższa niż miała być wcześniej. Pizza. Chce mi się pizzę. Wścieknę się jak nie zjem pizzy. Oj, już zaczynam być nerwowy. Ja to jednak jestem standardowy facet. Głodny to zły. Dobrze że jeszcze lokatorom nie każą mieć zasłonek w jednakowym kolorze. A może i każą. Cholera wie, jakie pomysły będzie miała wspólnota. Ludziom się w dupach przewraca jak się do władzy dorwą.
- No co z tą pizzą ?! – krzyknąłem w stronę drzwi.
Co ? Murowane ogrodzenie ? Z cegły klinkierowej ? I jeszcze do tego dwa i pól metra ? A co to więzienie ma być do jasnej cholery czy co. Żebym nie wiedział ile potem na tych mieszkaniach można zarobić to chyba by mnie nerwica i zgaga zżarły. Właśnie, odnośnie żarcia.
- No co jest ?! Ja gło…. ! – krzyknąłem przerywając w pół słowa.
No tak jasne. Żebym kurde nie doczekał się reakcji. Chyba prościej by było jakbym najpierw komuś powiedział żeby tą pizzę zamówił. Praca do tej godziny wyjaławia mnie intelektualnie jak widać.
- Pani Aniu. Proszę mi zamówić jakąś pizzę. Na grubym cieście, z cebulą, bekonem, salami, szynką i papryką. I coś do picia. A nie, do picia nie, przecież mam w barku. – Powiedziałem w stronę mikrofonu wciskając przy tym guzik interkomu.
Dłuższą chwilę gapiłem się jak sroka w gnat na interkom, czekając na jakiś odzew. W odpowiedzi usłyszałem tylko ciszę. Byłem lekko zaskoczony. Musiałem mieć przy tym lekko debilny wyraz twarzy. Nie byłem przyzwyczajony do braku reakcji z drugiej strony.
- Pani Aniu ? Zrozumiała pani ? – zapytałem już nie tak pewny siebie jak poprzednio.
Cisza. Nadal cisza. Żeby, kurcze, jakieś piśnięcie. Jakieś sprzężenie na tym mikrofonie chociaż. Nic.
- Pani Aniu ? Halo ? Żono, no jesteś tam ?
Czułem się coraz mniej pewnie. No przecież powinna tam siedzieć. Nie mówiła, że idzie do domu. Zresztą wcale jej nie pozwoliłem iść do domu. Kurcze, co to za nowe porządki w tej firmie. Wstałem zza biurka i podszedłem do drzwi, otworzyłem i spojrzałem w stronę biurka, gdzie normalnie powinna siedzieć moja sekretarka. Nic. Pusto. Żadnego żywego ducha. Nie żywego zresztą też nie było. Przeszedłem przez sekretariat i otworzyłem drzwi do pokoju obok. Wiola siedziała z nogami na biurku i czytała jakąś gazetę. Gdy usłyszała otwieranie drzwi spojrzała na mnie.
- Co jest ? Coś się stało ? – zapytała lekko zdziwiona, bynajmniej nie zdejmując nóg z blatu.
- No nie ma Anny. Chciałem pizze zamówić, a jej nie ma. No i pomyślałem że ty mi zamówisz. A gdzie ona jest ? – zapytałem lekko się plącząc.
Byłem trochę zaskoczony. Normalnie w biurze zachowywała się troszkę inaczej. Na pewno, do cholery, nie trzymała nóg na biurku.
- No to nie możesz sobie sam zamówić ? – zapytała przekornie.
- Nie znam numeru. – powiedziałem nadal lekko ogłupiały.
- To nie mogłeś sprawdzić w Internecie ?
Zaczynała się jawnie ze mnie nabijać.
Kurcze no niby mogłem. Jakoś nie wpadłem na to. No normalnie wyjałowienie intelektualne. Nic dodać, nic ująć.
- Ej no. Zaraz moment. Może i mogłem, ale od tego mam sekretarkę tak ? I może byś tak łaskawie zdjęła te nogi z biurka ? I gdzie Anna ?
- Gdzie Ania to ja nie wiem. Po pracy jestem kurcze i nogi po całym dniu mnie bolą, to sobie trzymam w górze. Nie bądź sadysta – powiedziała Wiola robiąc przy tym minę w stylu jaka to ja nieszczęśliwa jestem i maltretowana.
- Dobra, dobra. W kieszeni nawet sobie trzymaj te nogi. Zamów mi ta pizze, bo głodny jestem, a później jeszcze ma być u mnie kierownik z działu projektu. I jak wróci Anna to niech się zamelduje. – mówiąc to odwróciłem się w stronę drzwi z zamiarem wyjścia do siebie.
- Zaraz, czekaj. A może byś tak mi powiedział jaka ta pizza ma być ?! – zawołała w moim kierunku Wiola.
Widać moje wyjałowienie sięgało powoli zenitu.
- A nie możesz się domyślić ? – mruknąłem pod nosem
- Co mówiłeś ? – zapytała Wiola patrząc spode łba.
- A nie, nic. Ma być szynka, bekon, salami, cebula, papryka. Na grubym cieście.
- Dobra. Zaraz zadzwonię. – odpowiedziała, po czym wróciła do lektury gazety.
Odwróciłem się na pięcie i poszedłem do siebie. Następną godzinę spędziłem przeklinając na czym świat stoi architektów, projektantów, zieleniarzy, budowlańców i każdego, kto ma jakikolwiek kontakt z budową budynków mieszkalnych, które potem sprzedać ma moja firma. Spojrzałem na zegarek. Rety, co z tą pizzą. Ale jestem wściekle głodny.
- Co z tą pizzą ? – rzuciłem w stronę interkomu.
Co ja robię, totalne zidiocenie, przecież tam nikogo nie ma. Znowu muszę iść do Wiolki – powiedziałem sam do siebie i zacząłem się podnosić z fotela.
- Z jaką pizzą ? – usłyszałem nagle z głośnika zdziwiony głos Anny.
Zamarłem zdziwiony na chwilkę i ponownie usiadłem sięgając do interkomu.
- No tą, co zamówiłem, znaczy Wiola zamówiła. Znaczy miała zamówić. A gdzie ty tak w ogóle byłaś co ? – znowu się zacząłem plątać.
- W sklepie. A co? Chciałeś coś ode mnie ? A pizzę to z pół godziny temu widziałam że do Wioli przyniósł jakiś koleś. Znaczy dostawca. – odparła Anna głosem wielce zdziwionym, że mogę mieć do niej jakiekolwiek pretensje.
Coś się chyba tym babom w głowach poprzewracało. Słowo daję.
- No pizzę chciałem żebyś mi zamówiła. Jak przyniósł do niej ? Przecież to dla mnie miała być. – zaczynałem się powoli irytować.
- Ja nie wiem dla kogo miała być. A co ja wróżka jestem ? A tak w ogóle to gościa masz – powiedziała urażonym głosem Anna i w tej samej chwili usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę – rzuciłem w stronę drzwi, jednocześnie obmyślając plan wykończenia obu kobiet na raz. Jak nic pewnie wpiernicza moją pizzę. Uduszę. Normalnie uduszę.
Przez ten czas do gabinetu wszedł kumpel z działu projektu. W ręku trzymał mnóstwo papierów.
- To będzie ciężki wieczór – pomyślałem witając się z nim. Zaproponowałem coś do picia i usiedliśmy do biurka zagłębiając się w papierzyska. Po kwadransie coś mi się przypomniało. A dokładniej to żołądek znowu o sobie przypomniał gniewnym pomrukiwaniem.
- poczekaj chwilę – powiedziałem do kolegi i sięgnąłem do interkomu.
- Pani Aniu, co z tą pizzą ? – zapytałem nie przerywając przeglądania planów.
Cisza. Znowu cholerna cisza.
- Pani Aniu ? Co z tą pizzą ? – ponowiłem pytanie tym razem odrywając jednak wzrok od papierów i wlepiając go w gadającą maszynę na moim biurku.
Gadająca maszyna jednak tym razem nie chciała gadać powodując u mnie nawrót irytacji.
- O co chodzi z tą pizzą ? – zapytał kierownik widząc mój dziwny wyraz twarzy.
- A Wiola zamówiła i podobno już u niej jest i czekam żeby ją zjeść. Znaczy pizzę, nie Wiolę. No to dla mnie była ta pizza zamówiona. Oj nie ważne. Poczekaj chwilę, zaraz ją przyniosę – odparłem podnosząc się zza biurka.
- Czekaj. Jest jeszcze Wiola ? Dawno jej nie widziałem. To siedź, ja pójdę po tą pizzę i przy okazji się przywitam. – odparł i zanim się zorientowałem pognał w kierunku jej pokoju.
Usiadłem ponownie. Spojrzałem spod oka na interkom.
- Ciekawe gdzie tą gadzinę znowu poniosło – pomyślałem gniewnie i znowu zająłem się papierami.
Upierdliwy odgłos z mojego pustego żołądka sprowadził mnie ponownie do świata żywych. Minęło dobre dwadzieścia minut a nie było ani pizzy, ani kierownika, ani mojej cholernej sekretarki.
- Gdzie żeś polazła !? – warknąłem gniewnie, wciskając guzik mikrofonu, bynajmniej nie spodziewając się jakiejkolwiek odpowiedzi z drugiej strony.
- No przecież siedzę tutaj – usłyszałem zdziwiony głos Anny.
W tym momencie opadła mi szczęka.
- To ty jesteś ? Przecież cię nie było. A gdzie ty znowu byłaś ? – zapytałem, sam nie wiedząc już czy mam się złościć czy dziwić.
- Rety. W łazience byłam. Co ja tu mam siedzieć cały dzień i nawet nie mogę się wysikać? Nie bądź sadysta – odparła Anna oczywiście głosem zbitego psa.
Co one dzisiaj z tym sadystą.
- Możesz, możesz. Dobra, powiedz mi czy kierownika tam nie widziałaś ?
- No pewnie że widziałam. Przecież do Wioli wszedł. – powiedziała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Zaczynałem się czuć lekko skołowany
- A nie wychodził przypadkiem z moją pizzą ? – zapytałem niepewnie
- A co ty z tą pizzą dzisiaj ? Nikt nigdzie nie wychodził z żadną pizzą – odpowiedziała lekko zirytowana.
Spojrzałem na zegarek. Potem na mikrofon. Znowu zegarek. Miałem wrażenie, że ktoś robi ze mnie idiotę. Właściwie to chyba już zrobił, ale nie byłem do końca przekonany. W celu upewnienia się jak daleko posunęło się moje zidiocenie, sięgnąłem jeszcze raz do guzika od gadającej maszyny.
- A czy możesz mi jednak tą pizzę przynieść ? – zapytałem wpatrując się z nadzieją w głośnik.
Głośnik milczał. Byłem twardy, gapiłem się dalej. Głośnik nadal milczał.
- Czy mogła byś przynieść mi tą pizzę od Wioli ? Głodny jestem – powiedziałem niemal błagalnie.
Głośnik nadal milczał.
- Halo ? Jesteś tam jeszcze ? – zapytałem, tracąc powoli wszelką nadzieję na dogadanie się z kimkolwiek dzisiejszego wieczoru.
Cisza.
- O jasna dupa ! – krzyknąłem raptownie się podnosząc.
- O jasna cholera ! – krzyknąłem ponownie, łapiąc się za kolano którym przy podnoszeniu przypieprzyłem w biurko.
Sekretarka III
Zachciało mi się cholera jasna prezesostwa. Normalni ludzie poszli już do domu, a ja muszę kwitnąć za tym biurkiem nad durnymi papierami. Co za różnica kurcze, czy drzewo będzie metr w prawo albo metr w lewo posadzone. O, albo sobie pomnik wymyślili i też nie wiedzą gdzie mają go postawić. Gołębiom i tak będzie wszystko jedno, obsrają go nawet jak będzie pod tym cholernym drzewem schowany. Ktoś to wymyśla, inny zatwierdza, a ja musze za to płacić. Czasem mnie najdzie żeby sprawdzić, na co moja kasa idzie i potem dostaje rozstroju żołądka jak te faktury przeglądam. Kurcze, ale ja głodny jestem. O jeszcze jedno. No nawet się przyczepili o rodzaj trawy, jaki będzie posiany. Jakby psom nie było wszystko jedno co obsrają. No naprawdę jestem głodny. Kratek w oknach piwnicznych też nie może być. Jasne bo pewnie się kotki nie dostaną na zimę… i nie obsrają nowych ścian. No żreć mi się chce no. Rety która to godzina ? Już dziewiętnasta. Nie dziwne, że taki głodny jestem. Od rana nic w pysku nie miałem. Dobra może dotrwam do wyjścia z tej roboty. No pięknie, a może ktoś mi wytłumaczy dlaczego huśtawki dla dzieci nie mogą być pomalowane na czerwono. Przecież i tak je dzieciaki zasrają. A nie może i nie. Ale jakiś margines podwórkowy na pewno to zrobi. Chyba jednak nie wytrzymam do wyjścia. Czemu ja do cholery nie mam tu nic do jedzenia. Przecież orzeszkami i chipsami to ja się nie najem. Skrzynka na listy nie taka tylko inna, drzwi nie takie tylko inne, ja pierniczę, połowa osiedla będzie w jednej czwartej droższa niż miała być wcześniej. Pizza. Chce mi się pizzę. Wścieknę się jak nie zjem pizzy. Oj, już zaczynam być nerwowy. Ja to jednak jestem standardowy facet. Głodny to zły. Dobrze że jeszcze lokatorom nie każą mieć zasłonek w jednakowym kolorze. A może i każą. Cholera wie, jakie pomysły będzie miała wspólnota. Ludziom się w dupach przewraca jak się do władzy dorwą.
- No co z tą pizzą ?! – krzyknąłem w stronę drzwi.
Co ? Murowane ogrodzenie ? Z cegły klinkierowej ? I jeszcze do tego dwa i pól metra ? A co to więzienie ma być do jasnej cholery czy co. Żebym nie wiedział ile potem na tych mieszkaniach można zarobić to chyba by mnie nerwica i zgaga zżarły. Właśnie, odnośnie żarcia.
- No co jest ?! Ja gło…. ! – krzyknąłem przerywając w pół słowa.
No tak jasne. Żebym kurde nie doczekał się reakcji. Chyba prościej by było jakbym najpierw komuś powiedział żeby tą pizzę zamówił. Praca do tej godziny wyjaławia mnie intelektualnie jak widać.
- Pani Aniu. Proszę mi zamówić jakąś pizzę. Na grubym cieście, z cebulą, bekonem, salami, szynką i papryką. I coś do picia. A nie, do picia nie, przecież mam w barku. – Powiedziałem w stronę mikrofonu wciskając przy tym guzik interkomu.
Dłuższą chwilę gapiłem się jak sroka w gnat na interkom, czekając na jakiś odzew. W odpowiedzi usłyszałem tylko ciszę. Byłem lekko zaskoczony. Musiałem mieć przy tym lekko debilny wyraz twarzy. Nie byłem przyzwyczajony do braku reakcji z drugiej strony.
- Pani Aniu ? Zrozumiała pani ? – zapytałem już nie tak pewny siebie jak poprzednio.
Cisza. Nadal cisza. Żeby, kurcze, jakieś piśnięcie. Jakieś sprzężenie na tym mikrofonie chociaż. Nic.
- Pani Aniu ? Halo ? Żono, no jesteś tam ?
Czułem się coraz mniej pewnie. No przecież powinna tam siedzieć. Nie mówiła, że idzie do domu. Zresztą wcale jej nie pozwoliłem iść do domu. Kurcze, co to za nowe porządki w tej firmie. Wstałem zza biurka i podszedłem do drzwi, otworzyłem i spojrzałem w stronę biurka, gdzie normalnie powinna siedzieć moja sekretarka. Nic. Pusto. Żadnego żywego ducha. Nie żywego zresztą też nie było. Przeszedłem przez sekretariat i otworzyłem drzwi do pokoju obok. Wiola siedziała z nogami na biurku i czytała jakąś gazetę. Gdy usłyszała otwieranie drzwi spojrzała na mnie.
- Co jest ? Coś się stało ? – zapytała lekko zdziwiona, bynajmniej nie zdejmując nóg z blatu.
- No nie ma Anny. Chciałem pizze zamówić, a jej nie ma. No i pomyślałem że ty mi zamówisz. A gdzie ona jest ? – zapytałem lekko się plącząc.
Byłem trochę zaskoczony. Normalnie w biurze zachowywała się troszkę inaczej. Na pewno, do cholery, nie trzymała nóg na biurku.
- No to nie możesz sobie sam zamówić ? – zapytała przekornie.
- Nie znam numeru. – powiedziałem nadal lekko ogłupiały.
- To nie mogłeś sprawdzić w Internecie ?
Zaczynała się jawnie ze mnie nabijać.
Kurcze no niby mogłem. Jakoś nie wpadłem na to. No normalnie wyjałowienie intelektualne. Nic dodać, nic ująć.
- Ej no. Zaraz moment. Może i mogłem, ale od tego mam sekretarkę tak ? I może byś tak łaskawie zdjęła te nogi z biurka ? I gdzie Anna ?
- Gdzie Ania to ja nie wiem. Po pracy jestem kurcze i nogi po całym dniu mnie bolą, to sobie trzymam w górze. Nie bądź sadysta – powiedziała Wiola robiąc przy tym minę w stylu jaka to ja nieszczęśliwa jestem i maltretowana.
- Dobra, dobra. W kieszeni nawet sobie trzymaj te nogi. Zamów mi ta pizze, bo głodny jestem, a później jeszcze ma być u mnie kierownik z działu projektu. I jak wróci Anna to niech się zamelduje. – mówiąc to odwróciłem się w stronę drzwi z zamiarem wyjścia do siebie.
- Zaraz, czekaj. A może byś tak mi powiedział jaka ta pizza ma być ?! – zawołała w moim kierunku Wiola.
Widać moje wyjałowienie sięgało powoli zenitu.
- A nie możesz się domyślić ? – mruknąłem pod nosem
- Co mówiłeś ? – zapytała Wiola patrząc spode łba.
- A nie, nic. Ma być szynka, bekon, salami, cebula, papryka. Na grubym cieście.
- Dobra. Zaraz zadzwonię. – odpowiedziała, po czym wróciła do lektury gazety.
Odwróciłem się na pięcie i poszedłem do siebie. Następną godzinę spędziłem przeklinając na czym świat stoi architektów, projektantów, zieleniarzy, budowlańców i każdego, kto ma jakikolwiek kontakt z budową budynków mieszkalnych, które potem sprzedać ma moja firma. Spojrzałem na zegarek. Rety, co z tą pizzą. Ale jestem wściekle głodny.
- Co z tą pizzą ? – rzuciłem w stronę interkomu.
Co ja robię, totalne zidiocenie, przecież tam nikogo nie ma. Znowu muszę iść do Wiolki – powiedziałem sam do siebie i zacząłem się podnosić z fotela.
- Z jaką pizzą ? – usłyszałem nagle z głośnika zdziwiony głos Anny.
Zamarłem zdziwiony na chwilkę i ponownie usiadłem sięgając do interkomu.
- No tą, co zamówiłem, znaczy Wiola zamówiła. Znaczy miała zamówić. A gdzie ty tak w ogóle byłaś co ? – znowu się zacząłem plątać.
- W sklepie. A co? Chciałeś coś ode mnie ? A pizzę to z pół godziny temu widziałam że do Wioli przyniósł jakiś koleś. Znaczy dostawca. – odparła Anna głosem wielce zdziwionym, że mogę mieć do niej jakiekolwiek pretensje.
Coś się chyba tym babom w głowach poprzewracało. Słowo daję.
- No pizzę chciałem żebyś mi zamówiła. Jak przyniósł do niej ? Przecież to dla mnie miała być. – zaczynałem się powoli irytować.
- Ja nie wiem dla kogo miała być. A co ja wróżka jestem ? A tak w ogóle to gościa masz – powiedziała urażonym głosem Anna i w tej samej chwili usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę – rzuciłem w stronę drzwi, jednocześnie obmyślając plan wykończenia obu kobiet na raz. Jak nic pewnie wpiernicza moją pizzę. Uduszę. Normalnie uduszę.
Przez ten czas do gabinetu wszedł kumpel z działu projektu. W ręku trzymał mnóstwo papierów.
- To będzie ciężki wieczór – pomyślałem witając się z nim. Zaproponowałem coś do picia i usiedliśmy do biurka zagłębiając się w papierzyska. Po kwadransie coś mi się przypomniało. A dokładniej to żołądek znowu o sobie przypomniał gniewnym pomrukiwaniem.
- poczekaj chwilę – powiedziałem do kolegi i sięgnąłem do interkomu.
- Pani Aniu, co z tą pizzą ? – zapytałem nie przerywając przeglądania planów.
Cisza. Znowu cholerna cisza.
- Pani Aniu ? Co z tą pizzą ? – ponowiłem pytanie tym razem odrywając jednak wzrok od papierów i wlepiając go w gadającą maszynę na moim biurku.
Gadająca maszyna jednak tym razem nie chciała gadać powodując u mnie nawrót irytacji.
- O co chodzi z tą pizzą ? – zapytał kierownik widząc mój dziwny wyraz twarzy.
- A Wiola zamówiła i podobno już u niej jest i czekam żeby ją zjeść. Znaczy pizzę, nie Wiolę. No to dla mnie była ta pizza zamówiona. Oj nie ważne. Poczekaj chwilę, zaraz ją przyniosę – odparłem podnosząc się zza biurka.
- Czekaj. Jest jeszcze Wiola ? Dawno jej nie widziałem. To siedź, ja pójdę po tą pizzę i przy okazji się przywitam. – odparł i zanim się zorientowałem pognał w kierunku jej pokoju.
Usiadłem ponownie. Spojrzałem spod oka na interkom.
- Ciekawe gdzie tą gadzinę znowu poniosło – pomyślałem gniewnie i znowu zająłem się papierami.
Upierdliwy odgłos z mojego pustego żołądka sprowadził mnie ponownie do świata żywych. Minęło dobre dwadzieścia minut a nie było ani pizzy, ani kierownika, ani mojej cholernej sekretarki.
- Gdzie żeś polazła !? – warknąłem gniewnie, wciskając guzik mikrofonu, bynajmniej nie spodziewając się jakiejkolwiek odpowiedzi z drugiej strony.
- No przecież siedzę tutaj – usłyszałem zdziwiony głos Anny.
W tym momencie opadła mi szczęka.
- To ty jesteś ? Przecież cię nie było. A gdzie ty znowu byłaś ? – zapytałem, sam nie wiedząc już czy mam się złościć czy dziwić.
- Rety. W łazience byłam. Co ja tu mam siedzieć cały dzień i nawet nie mogę się wysikać? Nie bądź sadysta – odparła Anna oczywiście głosem zbitego psa.
Co one dzisiaj z tym sadystą.
- Możesz, możesz. Dobra, powiedz mi czy kierownika tam nie widziałaś ?
- No pewnie że widziałam. Przecież do Wioli wszedł. – powiedziała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Zaczynałem się czuć lekko skołowany
- A nie wychodził przypadkiem z moją pizzą ? – zapytałem niepewnie
- A co ty z tą pizzą dzisiaj ? Nikt nigdzie nie wychodził z żadną pizzą – odpowiedziała lekko zirytowana.
Spojrzałem na zegarek. Potem na mikrofon. Znowu zegarek. Miałem wrażenie, że ktoś robi ze mnie idiotę. Właściwie to chyba już zrobił, ale nie byłem do końca przekonany. W celu upewnienia się jak daleko posunęło się moje zidiocenie, sięgnąłem jeszcze raz do guzika od gadającej maszyny.
- A czy możesz mi jednak tą pizzę przynieść ? – zapytałem wpatrując się z nadzieją w głośnik.
Głośnik milczał. Byłem twardy, gapiłem się dalej. Głośnik nadal milczał.
- Czy mogła byś przynieść mi tą pizzę od Wioli ? Głodny jestem – powiedziałem niemal błagalnie.
Głośnik nadal milczał.
- Halo ? Jesteś tam jeszcze ? – zapytałem, tracąc powoli wszelką nadzieję na dogadanie się z kimkolwiek dzisiejszego wieczoru.
Cisza.
- O jasna dupa ! – krzyknąłem raptownie się podnosząc.
- O jasna cholera ! – krzyknąłem ponownie, łapiąc się za kolano którym przy podnoszeniu przypieprzyłem w biurko.
Skomentuj