Bicie dzieci wróci do szkół?
Nauczyciele czują się w szkołach. Co czwarty belfer chciałby czasem któremuś ze swoich podopiecznych przyłożyć. Bo inne metody nie działają.Wyniki badań przeprowadzonych przez Uniwersytet Łódzki są zatrważające. 90% nauczycieli podstawówek i gimnazjów uważa, że ich szkoły mają duże trudności z utrzymaniem dyscypliny. Podobny odsetek twierdzi: uczniowie zachowują się coraz gorzej, nie ma na nich rady.
Opinie pedagogów potwierdzają osławione giertychowskie "trójki", które skontrolowały w ciągu ostatnich miesięcy 25 tysięcy szkół. I choć pomysł wysłania specgrup budził od początku duże emocje, ich praca okazała się być przydatna. Bo dzięki niej zdaliśmy sobie sprawę z rozmiaru katastrofy - w co czwartej szkole młodzież jest tak rozbestwiona, że wymagane jest wdrożenie specjalnego programu naprawczego.
Ryszard Szubański z MEN wyjaśnia "Dziennikowi":
Tylko w województwie mazowieckim takich szkół jest ponad tysiąc. Oczywiście problem braku dyscypliny jest wyraźniejszy w dużych aglomeracjach, bo tam uczniowie pozostają anonimowi. W szkołach wiejskich lub na prowincji, gdzie zaangażowanie rodziców w życie szkoły jest o wiele większe, problemy wychowawcze nie występują w tak dużym natężeniu.
Z badań Uniwersytetu Łódzkiego wynika, że co czwarty nauczyciel widzi w szkole miejsce dla kar cielesnych. Co trzeci ma pod opieką uczniów, wobec których bicie byłoby jedyną metodą wychowawczą. Z drugiej strony pedagodzy przyznają, że kary cielesne nie są sposobem budowania autorytetu, a stanowią raczej dowód bezradności.
Co trzeci nauczyciel nie radzi sobie z notorycznym spóźnianiem się, ignorowaniem poleceń i bezczelnymi odzywkami ze strony młodych ludzi. Co czwarty widział, jak jakiś uczeń groził swojemu koledze. Co szósty oberwał w czasie lekcji przedmiotem rzuconym z klasy. Jednocześnie 96% belfrów twierdzi, że radzi sobie z utrzymaniem dyscypliny. Doktor Pyżalski z UŁ mówi: Nie chcą się przyznać do błędów.
Skąd bierze się fala agresji i brak subordynacji? W powszechnym przekonaniu winę ponosi tak zwane środowisko - takie czy inne kółko wzajemnej adoracji, które składa się z kilku-kilkunastu-kilkudziesięciu osób, najczęściej w podobnym wieku, które nawzajem się wspierają i głęboko wierzą w to, że w kupie raźniej. Skoro nikt im nie jest w stanie podskoczyć na własnym podwórku, dlaczego mieliby się bać nauczyciela.
Ale dużą odpowiedzialność ponoszą także rodzice. Bo dziś w Polsce mało kto potrafi wychowywać dzieci. W domu panuje albo całkowita swoboda (co zachęca do wybryków), albo koszmarny rygor (co skłania do buntu). Rodzice rzadko interesują się edukacyjnymi problemami swoich pociech. Uważają, że szkoła doskonale zastępuje dom, a oni mają dzięki temu bachora z głowy.
Zresztą problem ten pojawia się już w bardzo młodym wieku. Strach mnie oblatuje jak widzę na ulicy rozwrzeszczanego sześciolatka, który domaga się czegoś tam od swoich rodziców. A ci - zamiast mu przyłożyć - starają się go uspokoić wyrzucanymi przez łzy błaganiami.
Dużym problemem jest także niedobór dobrych nauczycieli w Polsce. Były minister edukacji Mirosław Handke mówi dla "Dziennika":
W Polsce nie kształci się pedagogów. Akademie "produkują" matematyków, geografów czy historyków, ale ci ludzie nie są zupełnie przygotowani do pracy z młodzieżą. Nie potrafią wypracować sobie autorytetu, bo nikt ich tego nie nauczył. Chcąc mieć spokój, po prostu nie reagują na problemy wychowawcze.
W rezultacie radzą sobie tylko ci nauczyciele, którzy są "stworzeni" do tego zawodu. Mają odpowiedni charakter i potrafią z młodzieżą sobie radzić. Reszta belfrów to przeciętniaki.
Fakt - bicie dzieci jest dowodem bezsilności. Ale w pewnych skrajnych sytuacjach może to być jedyna opcja. I nie chodzi tu o to, aby bolało. Chodzi o wstyd, którego przed swoimi kolegami naje się prowodyr. Jeśli nie nauczymy sobie z tym radzić, w przyszłości odnajdziemy się w rzeczywistości podobnej do tej z filmu "Battle Royale", gdzie rozbestwioną młodzież zsyłano na bezludną wyspę i kazano się nawzajem zabijać.
Jako belfer nie popieram kar cielesnych ale chwilami jak patrzę na niektórych podopiecznych to zaczyna mnie świerzbić ręka. Mam ta przewagę nad nauczycielami tablicowymi, że przy zajęciach praktycznych mogę takiego krnąbrnego młodego człowieka "docenić" przydziałem odpowiedniej pracy. Niemniej uważam, że nauczyciele (szkoła) powinni mieć możliwość karania od ręki np.: tzw koza, ośla ława czy znakowanie za popełnione grzechy.
Jestem ciekaw opini ludu BT, gdyż spotykają się tu ci co jeszcze się uczą i tacy co naukę skończyli w niedawno czy też bardzo dawno.
Skomentuj