Ada zdmuchnęła kosmyk włosów z czoła i wróciła do szorowania podłogi. Już tak niewiele jej zostało, może uda się skończyć, zanim mąż wróci z pracy? Jak się uda, to pół godziny i po sprawie. Prawdę mówiąc miała już dość, ale w końcu sama sobie wymyśliła takie gruntowne porządki. Któż jej kazał szorować te kilkadziesiąt metrów kwadratowych parkietu? A Marian pewnie i tak nie zauważy…
Wzruszyła ramionami i wróciła do pracy. I rzeczywiście, po niedługim czasie podniosła się z kolan. Uparła ręce na biodrach i spojrzała krytycznie na pokój. Tak, podłoga była niemal jak nowa, niemal – w końcu po tych dwudziestu kilku latach nie można oczekiwać cudów.
Roztarła kolana i ramiona, które bolały nieco po przebywaniu w tej niezbyt wygodnej pozycji, pozbierała rzeczy i ruszyła do kuchni. Jeszcze tylko skończy obiad i będzie miała chwilę dla siebie. Specjalnie wzięła kilka dni urlopu, by nieco ogarnąć mieszkanie.
Po tym remoncie w lecie jakoś nie mogła go odsprzątać. Marian oczywiście nieustannie twierdził, że przecież jest czysto, że nie ma sobie czym głowy zawracać. Tyle, że Mariana tak naprawdę niewiele to interesowało. Jeżeli tylko spod sterty papierów na biurku był wstanie wyciągnąć jeden ze swoich albumów, to już wystarczało. Potrafił godzinami siedzieć i przerzucać strony pełne zdjęć. Teraz zdaje się na tapecie były fotografie dzikich zwierząt, najbardziej lubił jelenie. „No, przynajmniej nie gołe baby”, pomyślała, zawiązując fartuch.
Zamieszała zupę, spojrzała na zegar wiszący nad kuchennymi drzwiami. Będzie za kilka minut. Patelnia wylądowała na gazie, zaraz pojawiło się na niej mięso. Na stole już czekała surówka i herbata. Jak przyjdzie, będzie w sam raz do picia, taka, jaką lubi.
Marian wszedł do domu, oczywiście niemal idealnie o tej porze, co zawsze. Można było ten kuchenny zegar ustawiać według niego. Ściągnął płaszcz, rękawiczki położył pod lustrem w przedpokoju i jak co dzień powitał żonę pocałunkiem w policzek.
- Co dziś na obiad? – rzucił, myjąc ręce. Nie czekając na odpowiedź usiadł, napił się herbaty i spojrzał na Adę. – Co robiłaś ciekawego?
Obiad minął na zwyczajnej, uprzejmiej rozmowie. W biurze nie mieli dziś zbyt wiele pracy. Wszyscy raczej myślami byli już na zbliżających się świętach, a nie w urzędzie miejskim. Tak, udało mu się nawet dostać wolne przed wigilią, będzie mógł odebrać dzieci z lotniska. Oczywiście, wszyscy bardzo się cieszą i dziękują za pierniczki.
Ada uśmiechnęła się do męża. Już za kilka dni ich stateczne, dość monotonne życie chociaż na chwilę nabierze innego tempa. Ich syn z żoną przylatuje na święta. I z chłopcami! Nie widziała wnuków dwa lata, najmłodszy już pewnie mówi całymi zdaniami. Nie mogła się doczekać, kiedy ich przytuli, wycałuje, wyściska. Przez ostatni miesiąc wieczorami robiła chłopcom komplety zimowe na drutach – pewnie zmarzną urwisy, tam w tej ich Australii nawet nie ma co marzyć o białych, mroźnych świętach. Oby tylko wszystko pasowało…
Wieczór upłynął jak zwykle. Marian zaszył się z tymi swoimi zdjęciami i albumami. Ostatnio wspominał coś nawet o wypadzie za miasto, by samemu porobić jakieś plenery. Ada jeszcze powiesiła wykrochmalone, pachnące firany, a jutro ubierze się choinkę i będzie wszystko gotowe. Teraz mogła odpocząć. Usiadła w przepastnym fotelu i pozwoliła myślom błądzić swobodnie.
Jakoś tak pomyślała o poprzednich świętach, gdy syn był jeszcze mały, alba nawet gdy go jeszcze nie było. Zarumieniła się na wspomnienie ich pierwszej wigilii. Było to krótko po ślubie, mieli niespożyty apetyt na siebie i każdą wolną chwilę spędzali na jego zaspokajaniu. Ech, to były czasy… Marian patrzył na nią roziskrzonym wzrokiem, aż miękły jej kolana. Czy naprawdę te lata minęły tak szybko? Tak bardzo się zmienili?
Spojrzała na męża. Oczy popsuł przy tych wszystkich komputerach, papierach, rubryczkach, zdjęciach, ale poza tym? No fakt, włosy już nie tylko czarne, no i jest lekki brzuszek, ale to nadal ten sam przystojny mężczyzna. A ona? Pokręciła krytycznie głową. Tak, po niej widać te wszystkie lata. Niegdyś szczupła, zgrabna sylwetka, zaokrągliła się nieco. Nie, nie była gruba, ale krągłości jakoś coraz widoczniejsze. Szerokie biodra, spore piersi, teraz jednak już nie tak jędrne, trochę większe uda. Widziała czasami, ja na ulicy ktoś jeszcze rzuci na nią okiem, czasami nawet młodzi chłopcy. Może wystarczyłoby trochę bardziej o siebie zadbać, jakaś nowa sukienka, nowa fryzura, makijaż, jednak wciąż była, ładną kobietą. „Ale czy Marian jeszcze to dostrzega?” - skubała nerwowo długie włosy.
(Jest ciąg dalszy... Chcecie przeczytać?)
Wzruszyła ramionami i wróciła do pracy. I rzeczywiście, po niedługim czasie podniosła się z kolan. Uparła ręce na biodrach i spojrzała krytycznie na pokój. Tak, podłoga była niemal jak nowa, niemal – w końcu po tych dwudziestu kilku latach nie można oczekiwać cudów.
Roztarła kolana i ramiona, które bolały nieco po przebywaniu w tej niezbyt wygodnej pozycji, pozbierała rzeczy i ruszyła do kuchni. Jeszcze tylko skończy obiad i będzie miała chwilę dla siebie. Specjalnie wzięła kilka dni urlopu, by nieco ogarnąć mieszkanie.
Po tym remoncie w lecie jakoś nie mogła go odsprzątać. Marian oczywiście nieustannie twierdził, że przecież jest czysto, że nie ma sobie czym głowy zawracać. Tyle, że Mariana tak naprawdę niewiele to interesowało. Jeżeli tylko spod sterty papierów na biurku był wstanie wyciągnąć jeden ze swoich albumów, to już wystarczało. Potrafił godzinami siedzieć i przerzucać strony pełne zdjęć. Teraz zdaje się na tapecie były fotografie dzikich zwierząt, najbardziej lubił jelenie. „No, przynajmniej nie gołe baby”, pomyślała, zawiązując fartuch.
Zamieszała zupę, spojrzała na zegar wiszący nad kuchennymi drzwiami. Będzie za kilka minut. Patelnia wylądowała na gazie, zaraz pojawiło się na niej mięso. Na stole już czekała surówka i herbata. Jak przyjdzie, będzie w sam raz do picia, taka, jaką lubi.
Marian wszedł do domu, oczywiście niemal idealnie o tej porze, co zawsze. Można było ten kuchenny zegar ustawiać według niego. Ściągnął płaszcz, rękawiczki położył pod lustrem w przedpokoju i jak co dzień powitał żonę pocałunkiem w policzek.
- Co dziś na obiad? – rzucił, myjąc ręce. Nie czekając na odpowiedź usiadł, napił się herbaty i spojrzał na Adę. – Co robiłaś ciekawego?
Obiad minął na zwyczajnej, uprzejmiej rozmowie. W biurze nie mieli dziś zbyt wiele pracy. Wszyscy raczej myślami byli już na zbliżających się świętach, a nie w urzędzie miejskim. Tak, udało mu się nawet dostać wolne przed wigilią, będzie mógł odebrać dzieci z lotniska. Oczywiście, wszyscy bardzo się cieszą i dziękują za pierniczki.
Ada uśmiechnęła się do męża. Już za kilka dni ich stateczne, dość monotonne życie chociaż na chwilę nabierze innego tempa. Ich syn z żoną przylatuje na święta. I z chłopcami! Nie widziała wnuków dwa lata, najmłodszy już pewnie mówi całymi zdaniami. Nie mogła się doczekać, kiedy ich przytuli, wycałuje, wyściska. Przez ostatni miesiąc wieczorami robiła chłopcom komplety zimowe na drutach – pewnie zmarzną urwisy, tam w tej ich Australii nawet nie ma co marzyć o białych, mroźnych świętach. Oby tylko wszystko pasowało…
Wieczór upłynął jak zwykle. Marian zaszył się z tymi swoimi zdjęciami i albumami. Ostatnio wspominał coś nawet o wypadzie za miasto, by samemu porobić jakieś plenery. Ada jeszcze powiesiła wykrochmalone, pachnące firany, a jutro ubierze się choinkę i będzie wszystko gotowe. Teraz mogła odpocząć. Usiadła w przepastnym fotelu i pozwoliła myślom błądzić swobodnie.
Jakoś tak pomyślała o poprzednich świętach, gdy syn był jeszcze mały, alba nawet gdy go jeszcze nie było. Zarumieniła się na wspomnienie ich pierwszej wigilii. Było to krótko po ślubie, mieli niespożyty apetyt na siebie i każdą wolną chwilę spędzali na jego zaspokajaniu. Ech, to były czasy… Marian patrzył na nią roziskrzonym wzrokiem, aż miękły jej kolana. Czy naprawdę te lata minęły tak szybko? Tak bardzo się zmienili?
Spojrzała na męża. Oczy popsuł przy tych wszystkich komputerach, papierach, rubryczkach, zdjęciach, ale poza tym? No fakt, włosy już nie tylko czarne, no i jest lekki brzuszek, ale to nadal ten sam przystojny mężczyzna. A ona? Pokręciła krytycznie głową. Tak, po niej widać te wszystkie lata. Niegdyś szczupła, zgrabna sylwetka, zaokrągliła się nieco. Nie, nie była gruba, ale krągłości jakoś coraz widoczniejsze. Szerokie biodra, spore piersi, teraz jednak już nie tak jędrne, trochę większe uda. Widziała czasami, ja na ulicy ktoś jeszcze rzuci na nią okiem, czasami nawet młodzi chłopcy. Może wystarczyłoby trochę bardziej o siebie zadbać, jakaś nowa sukienka, nowa fryzura, makijaż, jednak wciąż była, ładną kobietą. „Ale czy Marian jeszcze to dostrzega?” - skubała nerwowo długie włosy.
(Jest ciąg dalszy... Chcecie przeczytać?)
Skomentuj