Moja historia

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • Dżem Orzechowy
    Świętoszek
    • Oct 2011
    • 14

    Moja historia

    Cześć, zdecydowałem się napisać tu kawał historii swojego życia, mając nadzieję, że ktoś z Was - a wiem, że na forum jest wiele osób inteligentnych emocjonalnie - przyczepi się do czegoś, wbije szpilę, wskaże błąd, podzieli się doświadczeniem, udzieli rady. Zamierzam pół na pół pisać o swoich przeżyciach damsko-męskich i innych, które na pewno w nie mniejszy sposób wpłynęły na to kim jestem oraz mocno rzutowały na te pierwsze. To będzie długi post, nie chce Ci się czytać - spoko, rozumiem. Nawet chciałbym, by nie czytały go osoby, które nie są przyzwyczajone do czytania czegokolwiek co ma więcej niż 1000 znaków.

    Mam 20 lat, mam czworo starszego rodzeństwa, dwóch braci i dwie siostry. Pochodzę z biednej rodziny, to znaczy kiedyś byliśmy biedni bardzo (pewne fakty zaczynam rozumieć dopiero dzisiaj, na przykład czym musiało być dla mojej matki kupowanie chleba 'na kreskę' w wiejskim sklepie, gdzie najdelikatniej mówiąc nie było tajemnicy handlowej), ale od paru lat powiedziałbym, że nie różnimy się zbytnio od statystycznej polskiej rodziny. Jako dzieciak, głównie z przyczyn materialnych, niezbyt przywiązywałem uwagę do tego jak wyglądam, a nawet jak pachnę. Co do tego drugiego, świadomości nabrałem jakoś pod koniec podstawówki i jeśli sięgnę pamięcią, mój stosunek do higieny miał charakter ewolucyjny, nie rewolucyjny. Dzisiaj oczywiście myję się codziennie, czasem dwa razy, piszę tak pro forma. Z kolei uwagę do ubrań zacząłem przywiązywać dopiero na studiach. Wcześniej nosiłem po prostu to co było wygodne i tanie, a jeśli jeszcze miało znaczek jakiejś firmy którą lubiłem - to były ciuchy tak zwane kościołowe. Tyle.

    Jeśli mam sobie przypomnieć mój pierwszy podryw, musiałbym sięgnąć pamięcią jakoś do czternastego roku życia, gdy rozpocząłem szczęśliwą passę niezliczonych podbojów. Zamiast do przyjaciela, który doświadczenie w tej materii miał nieco większe, wysłałem smsa o treści mniej więcej "Jest spoko, chyba mi już ufa " własnie do swojego obiektu pożądania. W odpowiedzi otrzymałem 'Nienawidzę cię!" i chyba rocznego focha.

    Pierwszy raz całowałem się na ognisku na zakończenie gimnazjum. Nie, nie gdzieś pół kilometra od zbiegowiska. Nie, nie z jedną partnerką. Grono na****nych dzieciaków zrobiło sobie zabawę, w której uczestniczyło chyba 4 gości i 3 dziewczyny. Naprzemienna wymiana śliny. Wokół 30 innych gapiów. Pamiętam, że wziąłem łyk wódki z gwinta na odwagę i dołączyłem. Całowałem najpierw laskę mojego 3 lata starszego sąsiada z naprzeciwka, a później, sporo dłużej, dziewczynę mojego kolegi, który akurat pojechał nam skuterem po więcej alko. Byłoby mi głupio gdyby nie to, że s****iel gnębił mnie w podstawówce. Wziąłem sobie za to odwet przy licznej publice i naprawdę poczułem się za****ście, w szczególności gdy już parę metrów dalej pozwoliła mi zdjąć stanik i dotykać jej naprawdę sporych i fajnych cycków.

    Pamiętam że niedługo później poznałem K1 (nadajmy jej taki kryptonim). K1 wyjechała z moich okolic w wieku 6 lat do Anglii, po 10 latach wróciła na wakacje. To był jakiś wiejski festyn, leśniczówka, taka duża altanka. Spiliśmy się tam w parę osób. Spodobała mi się, ale zostałem ostrzeżony, że mój kolega A z nią kręci. Po godzinie leżeli na stole całując się bez przerwy i wsadzając sobie ręce w spodnie. W sumie to spoko, że przy nas się nie ****li wtedy, ale nie myślałem w ten sposób mając 16 lat. A to farciarz, tyle wtedy sądziłem.

    Jakoś tak się złożyło, że z K1 się polubiliśmy. Pamiętam, że w ogóle nie myślałem o niej w kontekście seksualnym. Serio, fajna dupa, widać było że lubi akcje, ale po prostu nie. Dziewczyna kolegi, A był zawsze wobec mnie w porządku - niech ma chłopak. Pod koniec wakacji wróciła do Londynu. Jakoś chyba zimą napisałem do niej z prośbą o pomoc przy angielskim. I od tego czasu regularnie ze sobą pisaliśmy, wciąż bez żadnych intencji. Rozumieliśmy się za****ście i choć mniej więcej w tym czasie zaczynałem przeżywać swojego pierwszego młodzieńczego doła, to rozmawiając z nią zupełnie o tym zapominałem, miałem zawsze za****sty nastrój. W następne wakacje przyjechała znów, znów A miał radochę - i to tym większą, że tym razem przyjechała już na stałe. Coś, coś się jednak popsuło i na jesieni się ze sobą rozstali. I wtedy, tak jakby ktoś włączył pstryczek w mojej głowie - uznałem, że K1 będzie moją pierwszą dziewczyną. ****ć tę akcję na stole, też mam swoją bardziej zwariowaną stronę.

    Pamiętam, że trudno było mi się przestawić z gadania typowo koleżeńskiego na gadkę do podrywu i chyba w pewnym momencie zrozumiałem, że nie o słowa tu chodzi. Dodatkowo zaczęły mnie dochodzić słuchy, że K1 puszcza się na lewo i prawo ze starszymi wieśniakami (i mam tu na myśli nie mieszkańca wsi, którym sam jestem, a stan umysłu, określenie pejoratywne), więc wciąż z klapkami na oczach postanowiłem zebrać się do kupy i zadziałać jak facet a nie ****a. Akurat wypadały połowinki i pamiętam, że przystawiało się do niej chyba trzech właśnie takich wieśniaków, którzy przyszli na połowinki nie zważając na to, że są od reszty sali starsi o sześć lat. Tylko tym razem to ja miałem więcej jaj i to ja tańcząc z nią zacząłem ją całować. Nie odmówiła i czułem się z tym absolutnie za****ście. Chciałem żeby to był wstęp do związku, więc tego wieczoru nie chciałem robić nic więcej, żadnego ruchania na zapleczu. Tylko w następne dni zabrakło mi odwagi i pomysłu, co z tym fantem dalej zrobić. Pomocą służyła następna impreza, wypadająca chyba tydzień później. Chwilę się pobawiłem, potańczyłem z nią, z jakąś inną, tak jakby na nic się nie zanosiło. Wyszedłem na parę minut na zewnątrz żeby nabrać sił i zdecydowanie wkroczyć do akcji, wchodzę do środka i... widzę jak K1 całuje się z jakimś typem. Poszedłem do domu, w nocy, sam, 6km, zimno było jak cholera. Nie miałem nastroju, żeby z kimkolwiek więcej się widzieć, z kimkolwiek rozmawiać.

    Nie pamiętam ile się po tym zbierałem, pewnie miesiąc z hakiem, może dwa. Pamiętam, że postanowiłem spróbować jeszcze raz. Nawet jakoś dobrze nam się ze sobą pisało, rozmawiało w szkole, przeszła mi stara złość. Wszystko było na dobrej drodze. Impreza w tym samym miejscu, te same zamiary, to samo wyjście na zewnątrz. Tylko widok w środku troszkę inny. Tym razem całował ją mój kumpel.

    Szczerze mówiąc nie wiem, nie potrafię ocenić czy kiedykolwiek w życiu czułem się tak poniżony jak wtedy. Przeżyłem to bardzo mocno i wpadłem w sporego doła. Przed zamordowaniem ich obojga zatrzymywało mnie tylko to, że o obojgu miałem mniemanie tak małe, że szkoda mi było marnować sobie życia przez takie gnidy. Rok później powiedziałem jej o tym wszystkim. Odwdzięczyła się paroma też bardzo osobistymi historiami. Szczerze nie czuję żalu, nic mi nie obiecywała. Może zostało we mnie trochę pogardy, bo po czasie dowiedziałem się jeszcze o paru żenujących incydentach z jej udziałem, sporo mocniejszych niż chociażby wspomniany na początku stół.

    Wróćmy jednak do nieuczuciowej części. W gimnazjum pisałem opowiadania fantastyczne. Byłem w tym naprawdę dobry, w kącikach literackich nie zdradzałem wieku, pisałem wśród dorosłych i zbierałem pochwały. W liceum wybrałem jednak ścisły kierunek, przestałem pisać. Interesowałem się wtedy różnymi naukami okołopolitycznymi i zdawałem sobie sprawę z tego, że wykształcenie humanistyczne nie daje perspektyw na zarabianie dobrych pieniędzy. Chyba w tym czasie wymyśliłem sobie, że zdobędę najlepsze możliwe wykształcenie, zrobię karierę i będę mógł zagwarantować moim rodzicom życie, na które zasługują. To, co wymyśliłem wtedy, stało się moją obsesją gdy skończyłem osiemnaście lat i trwało do bardzo niedawna, dzisiaj określiłbym to jako cel, jeden z paru. Ale po kolei.

    W liceum doły związane z K1 pogłębiały te związane z utratą przyjaciela - tak wtedy o tym myślałem. Mój przyjaciel, M1, zaczął się zadawać z M2, typem którego zacząłem nie lubić od początku. Z M2 notorycznie sobie dogryzaliśmy i naprawdę bolało mnie to, że M1 brał jego stronę. M1 twierdził, że nie mam dystansu gdy ktoś ze mnie żartuje. Może miał rację, ale trauma związana z "żartowaniem" w podstawówce nie pozwalała mi tego znieść z uśmiechem. Z M2 w końcu się polubiliśmy, mniej więcej pod koniec drugiej klasy. Do dziś jesteśmy kumplami.

    W wakacje między drugą a trzecią klasą poleciałem z rodzicami na pięciodniowe wakacje do Amsterdamu, do mojej najstarszej siostry, która wtedy tam mieszkała i postanowiła ufundować nam przelot. Któregoś dnia, chyba czwartego, wybrałem się na miasto tylko z siostrą. Od 3 lat była na emigracji i to był pierwszy raz, kiedy mogłem z nią porozmawiać sam na sam już jako osoba dorosła. Pamiętam, że lekko zadrżał jej głos, tak jakby bardzo chciała to tłumić ale nie do końca jej się udało, gdy powiedziała, że chciałaby, by ojciec nie pił chociaż tutaj. Dla osiemnastolatka to było jak wyzwanie. Wieczorem, gdy ojciec siedział na tarasie sam z butelką wina dołaczyłem do niego i powiedziałem, że nie da się pogodzić picia z byciem dobrym ojcem i nawet jeśli nie przepijał wszystkiego i zwykle unikał kontaktu z nami gdy był pijany, ranił nas zawsze. Dodałem, że jeśli zależy mu bardziej na dzieciach niż alkoholu, niech odstawi to wino i wróci do środka. Wróciłem pierwszy, zostawiłem go samego. Po kilku minutach wrócił i zapytał się, czy mam ochotę na wino, bo zostało mu w butelce. Przez te parę minut nic nie ubyło. I jeśli ktoś wierzy, że kogoś, kto jest nałogowcem od trzydziestu lat może zmienić jedna rozmowa, to nie powinien się do tego przyznawać, jeśli ma więcej lat niż ja miałem w tamtej chwili.

    Po powrocie, jakoś dwa tygodnie później, jakoś zupełnie z niczego pokłóciłem się z nim bardzo mocno. Nie tylko o alkohol, głównie o jego pogarliwy stosunek do rodziny mamy. Wiedziałem, że jej jest najciężej w sytuacji, gdzie jest przez niego upokarzana a jednak nie robi z tym nic żeby nie pogarszać sytuacji, bo to mogłoby odbić się na nas. Zacząłem mówić, ile cierpienia nam przysporzył. Powiedziałem mu, że kiedyś strasznie płakałem zamknięty w pokoju gdy pijany wyrzucił z domu moją kuzynkę. Gdy odpowiedział, że ma to w dupie coś we mnie pękło i wygarnąłem mu chyba naprawdę wszystko, co przez całe życie przychodziło mi do głowy o nim najgorszego. Nie odzywaliśmy się do siebie przez ponad rok, przerwałem to milczenie w listopadzie tamtego roku (gdy byłem już na studiach), po prostu jakby nigdy nic zaczynając z nim rozmawiać. On to zrozumiał, że wzajemne przeprosiny nie mają sensu i od tego czasu po prostu nigdy do tego nie wróciliśmy.

    W trzeciej klasie zacząłem bardzo mocno spinać się na naukę i chęć dostania się na jak najlepsze studia stała się moją obsesją. Wybrałem SGH. Wcześniej byłem niezłym uczniem, co prawda bez pasków, ale zarówno u kolegów, jak i nauczycieli miałem opinię inteligentnego człowieka. Tyle, że moje zainteresowania były nieco odmienne od tego, czego wymagała uczelnia. **** tam! W osiem miesięcy nauczyłem się francuskiego na poziom komunikatywny, z A2/B1 wskoczyłem na B2/C1 w angielskim, z ogromnym trudem zrobiłem spory postęp w matematyce. Dostałem się na wymarzone studia.

    W wakacje zacząłem sobie odbijać, ale po w sumie krótkim czasie zacząłem się nudzić. W dodatku chorowałem na chroniczny brak kasy. Postanowiłem wyjechać w połowie sierpnia do Warszawy, zarobić na dobry start. Mając tylko umówione szkolenie w Call Center, trochę żarcia z domu, wolne przez tydzień mieszkanie po drugiej z sióstr, 150zł i obietnicę że mama jeszcze dośle, pojechałem do Warszawy. Trzeciego dnia po obudzeniu się sprawdziłem telefon i zobaczyłem SMSa od siostry która nazwała mnie w nim ścierwem nieszanującym własnych rodziców i rozkaz wy********nia z chaty zanim ona wróci z chłopakiem z wakacji. Odpisałem, że porozmawiamy face to face bo to zbyt poważna rozmowa na telefon, ale póki co mogę ją tylko zapewnić, że to nie wyglądało w ten sposób, że pewnego dnia postanowiłem nawrzucać ojcu. Zgodziła się na to, ale dzień później zmieniła zdanie, bo jej chłopak powiedział jej, że jego też kiedyś obrażałem gdy nie słyszała. Powiedział jej to facet, do którego na Wigilii pierwszy podszedłem z opłatkiem, któremu nigdy nie powiedziałem nic złego. Ich związek nie jest jednak tematem tego wątku więc dodam tylko na koniec, że przez 4 dni spałem u brata na podłodze, a później znalazłem pokój po znajomości, w miesiąc zarobiłem 3000zł będąc po drodze sprzedawcą na słuchawce, doradcą w sklepie budowlanym i epizodystą w paradokumencie. Pierwsze kroki w samodzielnym życiu traktowałem jako swój sukces.

    Co w liceum działo się jeszcze po stronie uczuciowej? Całowałem jeszcze parę dziewczyn, głównie na imprezach, ale zawsze miałem jakiegoś cholernego pecha, zawsze musiał wypaść jakiś naprawdę *******ony drobiazg po drodze i z żadną nie spałem. Serio, poszedłem na studia jako prawiczek. I tak jest do dzisiaj, o tym jest ta cała opowieść tak naprawdę, ale nie chciałem o tym pisać na początku, żeby nie ściągać do wątku ludzi, którzy chcą się ponabijać.

    Na pierwszym roku studiów pracowałem i tak jak pisałem wcześniej, ciągle byłem w sidłach obsesji, by robić wszystko w kierunku dostania jak najszybciej jak najlepiej płatnej pracy, by wreszcie wyzbyć się niepewności, czy to co robię ma w ogóle sens. Nie zaprosiłem żadnej dziewczyny na obiad, nie wciągnąłem się w żadną relację. Zwykle nie miałem czasu, choć myślę że tak naprawdę główną przyczyną był zwykły strach przed tym, że nie potrafię już swobodnie rozmawiać, że ja po prostu kipię już stresem, który wraca do mnie przez przeszłość, jest przy mnie cały czas i napływa gdy myślę o przyszłości, czy moje życie ułoży się tak jak chciałem. Ten motyw towarzyszył mi zawsze, a z biegiem czasu wyłącznie się nasila i moja blokada przed podrywem zaczyna nabierać kształtu błędnego koła.

    Gdy czytam o podrywaniu, często przewija się wątek ludzi z którymi spędzam większość czasu. Moi przyjaciele nie są podrywaczami, radzą sobie tak samo jak ja albo nawet gorzej. Ani przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, żeby dać sobie z nimi spokój, bo wpływają negatywnie na moją psychikę albo odbieranie mnie przez osoby trzecie.

    Miałem przebłysk, farta, na początku czerwca niemal przypadkiem przechodziłem przez imprezę studencką. Jakiś typ i jakaś panna mieli urodziny, namówiłem kolegę żebyśmy poszli do tej dziewczyny (która stała z fajnymi koleżankami) i zaśpiewali im sto lat. Omijając szczegóły, dziesięć minut później całowałem jedną z tych koleżanek, nie wiem jaki czas później znalazła się u mnie w pokoju, bardzo szybki czas później znalazła się na moim łóżku. I... nie zgodziła się na zdjęcie majtek. Rozebrałem ją całą oprócz tych majtek. Całą noc spędziliśmy na różnych zabawach, jedliśmy sobie z ust, fetysz na stopy, sutki itd. ale do seksu nie doszło. Raz tylko napisałem do niej, czy nie chciałaby się spotkać. Hehe nauka bo sesja, hehe, potem wyjazd, hehe. Nie pisałem więcej.

    Pod koniec czerwca dostałem zaproszenie na ślub i wesele. Z osobą towarzyszącą będziesz, ma się rozumieć? No tak, będę. Tylko z kim? Zaprosiłem dalszą znajomą z liceum. Wiem że jest inteligentna, ładna, kiedyś miałem okropnego doła i chyba było to po mnie widać, bo na imprezie ciężko było mi nawet zaprosić jakąkolwiek dziewczynę do tańca. I ona się zgodziła, jakoś zostało mi to w pamięci. Tym razem też.

    Po sesji nie wróciłem do domu, zostałem w Warszawie z nadzieją dostania dobrej pracy na pełen etat. Lubiłem zioło, od trzeciej klasy paliłem w sumie częściej niż piłem. W te wakacje na 100 dni miałem może z 10 bez bucha. Leciałem jak Lufthansa, sporo dni zaczynałem od dyma, jeszcze przed śniadaniem. Pracowałem mało, miałem robotę weekendową, poniedziałkowo-piątkową miałem jedną, ale dostałem wymówienie (w dzień, w którym sam miałem je złożyć, oszukali mnie na rozmowie wstępnej odnośnie moich obowiązków służbowych - głupia sprawa), później poszedłem w inne miejsce, gdzie po trzech tygodniach szkolenia zostałem przyjęty, ale pracy nie przyjąłem - to był wyjątkowo paskudny MDM. Wróciłem do domu we wrześniu.

    Wesele było trzeciego, a ja z K2 (dajmy mojej partnerce taki kryptonim) umówiłem się pierwszy raz na spotkanie drugiego. Przebiła moje wszelkie oczekiwania. Pierwszy raz, naprawdę pierwszy raz w życiu spotkałem kogoś, z kim byłem tym bardziej zgodny, im bardziej byłem szczery i im głębiej wchodziłem w swoje rozkminy, którymi z mało kim, a na pewno z żadną kobietą, wcześniej się nie dzieliłem. Pisałem też, że czasami się zacinam i nie wiem co powiedzieć, bo po prostu odzwyczaiłem się od inicjowania rozmowy o niczym. K2 brała to chętnie na siebie i robiła to całkowicie naturalnie, tak że nasza rozmowa była bardzo dobra. Napisałbym, że perfekcyjna, ale jednak zachowywaliśmy pełen dystans, tak jakby ze strachu, że możemy się do siebie czymś zrazić. Jednocześnie różne wspólne szczegóły, takie jak zamiłowanie do Arabici (rodzaju kawy, nie czcionki w wordzie) czy Trylogii Sienkiewicza przybliżały mnie do niej dużo mocniej niż mogłaby na to wskazywać średnica stolika w cukierni.

    Na samym weselu było jeszcze lepiej, to ogólnie było świetne wydarzenie, momentami wzruszające, momentami zabawa szła na całego. I ja widziałem to po niej że czuje tak jak ja, bardzo dużo tańczyliśmy, dużo rozmawialiśmy, dystans się powoli zmniejszał. Podczas wolnego wtulała się we mnie tak, jakby chciała tak zostać na zawsze. Ja tylko lekko głaskałem ją po plecach. Pierwszy raz w życiu tańczyłem rocknrolla, ona chyba też i to było za****ste. I jeśli kiedyś myślałem, że podoba mi się jej uśmiech, tak teraz mogę powiedzieć, że cholernie zakochałem się w tym jak się na mnie patrzyła w przerwach pomiędzy piosenkami.

    Gdy odprowadzałem ją pod dom powiedziała mi, że było fantastycznie i jeśli jeszcze będę szukał kogoś na wesele to ona chętnie ze mną pójdzie. Wait a second, przecież chyba na wyjściach raz na ~dwa lata się nie skończy. Umówiliśmy się będąc jeszcze na sali, że następnego dnia wyjdziemy na basen. Napisałem, najmocniej mnie przeprosiła i dała do zrozumienia, że w takie miejsce ze mną nie wyjdzie. Przemyślałem sprawę, stwierdziłem że to rzeczywiście śmiała randka. Napisałem chyba jeszcze raz, z propozycją innej formy, powiedziała że ma spotkanie klasowe. OK. Po paru dniach napisałem znowu, niestety - wyjazd w góry. Dałem dwa tygodnie, napisałem w poniedziałek - niestety, zajęta, może we wtorek znajdzie czas, napisze jeśli tak będzie. Cisza. W środę pojechała do Warszawy.

    Dzisiaj jest czwartek 6:23, jeszcze nie spałem tej nocy, prawie 4h pisałem tego posta. Jeśli masz jakiekolwiek przemyślenia co do mojej osoby, domyślasz się co mogło pójść źle z K2 - pisz. Ja jestem wdzięczny, że mogłem to tu napisać. Myślałem o pójściu do psychologa, żeby pomógł mi się uporać ze stresem. Ganja nie pomogła i mam już jej dosyć, wczoraj już nie paliłem i dziś też nie zamierzam. I popojutrze też nie. Zacząłem z powrotem pisać, pierwszy raz od 4 lat. Tym razem już nie fantastykę. Nie ukrywam, że wenę złapałem po weselu. Tak w ogóle to wysłałem 2 rozdziały do K2. Odpisała że jej się podoba i czeka na więcej

    W poniedziałek zaczynam drugi rok. W trzecim semestrze nie zamierzam pracować, daję sobie trochę luzu. Z kasą będzie ciężko ale jakoś dam radę, muszę przewartościować życie.

    Wiele faktów mogłem przedstawić nieobiektywnie, wszak obiektywizm nie leży w naturze ludzkiej. Proszę weźcie na to poprawkę.

    Dzięki
  • Kalilah
    Administrator

    Demoniczna Bogini

    • Mar 2012
    • 2687

    #2
    Przebrnęłam, czytało się dość lekko i przyjemnie aczkolwiek trochę nie rozumiem potrzeby zaczynania tej historii aż od Mieszka I.
    Co do K2 to różnie może to być, może przestraszyła się bliskości, może wytrzeźwiała po weselu i wcale jej nie chce.. Proponując jakieś wyjścia zawsze dawaj kilka dat/opcji do wyboru, trudniej się wykręcić.
    My life would be so much easier if I wasn't intelligent enough to realize how fucking stupid some people are.

    Regulamin forum

    Skomentuj

    • Zebraa
      Gwiazdka Porno
      • Nov 2013
      • 1614

      #3
      Może nie podoba się jej ze palisz? To czuć i nie jest to fajny zapach. Może byłeś zbyt nieśmiały? Ciężko powiedzieć.
      Na pewno za bardzo się skupiasz na przeszłości. Było to było. Jest dziś i dziś masz zdobywać kolezaki.
      Zwą mnie Zimną Suczą i uważam to za komplement.

      Skomentuj

      • Dżem Orzechowy
        Świętoszek
        • Oct 2011
        • 14

        #4
        Ten strach przed bliskością wydaje mi się prawdopodobny, nie wiem jaką ma przeszłość.

        Do palenia się nie przyznawałem, nie palilem przed spotkaniami.

        Dzięki za przeczytanie i wpisy

        Skomentuj

        • Zebraa
          Gwiazdka Porno
          • Nov 2013
          • 1614

          #5
          Aha no i sory ale jak wiesz że jakaś łaska się puszcza/jest łatwa co tam chcesz i oczekujesz że jej się nogi ugna od samego cslowania to niestety nie da się tak. Może być ci wierną jak się się zezwiazkujecie ale nie kiedy ma wybór i któryś z kandydatów nie jest dostatecznie odwazny
          Zwą mnie Zimną Suczą i uważam to za komplement.

          Skomentuj

          • Dżem Orzechowy
            Świętoszek
            • Oct 2011
            • 14

            #6
            on82 - dzięki i choć większość tego co napisałeś jest prawdą to mam nadzieję, że mylisz się w jednej kwestii - że to już mi zostanie, nawet jeśli wyjdę na prostą i ułożę życie, uczuciowe i materialne.

            zebraa - dzisiaj nawet nie myślałbym o lasce typu K1, do pustych panien nie zarywam, imprez większych niż na 30 osób nie lubię więc nawet nie ma okazji.

            BTW zapomniałem wspomnieć, że mój najstarszy brat chce się rozwodzić, najstarsza siostra ma 30stkę i prawdopodobnie choruje na to samo co ja, druga siostra prowadzi toksyczny związek, drugi brat nie był w żadnym od paru lat. Małżeństwo moich rodziców to też tylko wspólne utrzymywanie dzieci. Po raz kolejny wkurzam się gdy o tym myślę, że swoje niepowodzenia zwalam na otoczenie, ale sami chyba przyznacie, że w takiej atmosferze, będąc najmłodszym z tej całej zgrai i przez całe życie widząc niemal same negatywne konsekwencje związków, można się zrazić.

            Skomentuj

            • solstafir
              Banned
              • Aug 2012
              • 779

              #7
              streści mi to ktoś?

              Skomentuj

              • wiarus
                SeksMistrz
                • Jan 2014
                • 3264

                #8
                Słuchaj Dżem:
                Jeżeli wiesz /a wygląda na to, że wiesz/, co to jest EQ, to otwórz sobie ciocię WIKI, rozwiń definicję w niej zawartą i dokonaj szybkiej samooceny /raptem kilkanaście punktów/.
                Oszczędzisz czas Solstafira i nasze nerwy.
                Przy okazji, może docenisz zasady ograniczania czasu "występów" prelegentów,
                /doszedłem do K1 i odpuściłem zaliczanie korony, gdyż trudno nazwać to literaturą/.
                Last edited by wiarus; 29-09-16, 20:51.
                "Jesteś samotny? Tak, lecz tylko w towarzystwie ludzi."
                James Jones - Cienka czerwona linia

                Skomentuj

                • PZ IV
                  Ocieracz
                  • Dec 2015
                  • 152

                  #9
                  a ja przeczytałem, bo mi robota dzisiaj wyjątkowo nie idzie.

                  Jak dobrze pamiętam, jesteś po pierwszym roku studiów i przezywasz frustrację, że nie wszystko Ci się układa z kobietami, z powodów których szukasz u siebie. Pisałeś rozwlekle bo pewnie czujesz, ze to co 'wleczesz' za sobą z przeszłości, może mieć wpływ na obecną sytuację.

                  Większości ludzi coś idzie nie tak, jak by chcieli. Dużo analizujesz, planujesz. To dobrodziejstwo bo widzisz życie szerzej, głębiej, rozumiesz więcej niż inni, szukasz przyczyn; ale i przekleństwo bo nie działasz spontanicznie, dostrzegasz problemy w miejscach gdzie większość przeszła by po nich śmiało, niezawracając sobie doopy.

                  Nic z Tobą nie jest nie tak. Dużo myślisz, pewnie ogarniesz się z wiekiem, zrobisz się bardziej cyniczny. Twoje relacje z kobietami nie odbiegaja od przeciętnej. Zyskują na wyrazistosci i dramatyczności bo je sobie tak przedstawiasz. Bo masz taka umiejętność. Kiedyś trafiłeś na wywłokę teraz pewnie na skromną, normalną dziewczynę z własnym życiem i przeszłością. Takie zazwyczaj nie obciągają na pierwszej randce i nie wypinają dupska. Może nie jesteś dla niej interesujący? To też zwyczajna rzecz. Zdarza się przecież.

                  Panikujesz.
                  Stary cynik PZIV hehehe
                  Last edited by PZ IV; 30-09-16, 11:01.

                  Skomentuj

                  Working...