Jak żyć, proszę Państwa, jak żyć.
Dzień jak co dzień, mężczyźni i kobiety idą do pracy, wracają zmęczeni(lub nie jeśli praca drugim domem a szef ojcem, matką lub kochanką) potem spokojnie, klucząc niczym rosyjski saper po polu minowym, omijamy stragany ze wszelkiej maści paździerzastym czerwonym chłamem i zamykamy się w domu pamiętając by nie włączyć przypadkiem Katastrofa24 lub innego SensacjaInfo na naszym LCD marki "szybka rata w saturnie/mediamarkt/euro rtv agd"
I tak wyglądałoby to idealnie...prawie.
Kłopoty zaczynają się jeśli nieopatrznie, a nie ukrywajmy że większość z nas popełnia ten błąd, włączymy radio. Pierwszym newsem, na wypadek gdybyśmy ostro dali w palnik lub zagrali na nosie, jest to że dzisiaj nie Pawelec przejmuje zimę w radio Eska, tylko jakiś bliżej nie zorientowany święty Walenty.
Potem rozpoczyna się spirala(miłości, gdy jesteśmy zakochani/nienawiści gdy niedawno ktoś był uprzejmy wykopać nasze serce z dłoni w okolice sedesu) przy której większość przedstawicieli handlowych wilgotnieje już w okolicach połowy stycznia. Przez spiralę rozumiemy piękne wonne melodie przerywane głośnymi, by nasze rozmiłowane serca mogły to uchwycić, reklamami podczas których dowiemy się po raz kolejny że jak walentynki to durex chociaż z drugiej strony jeśli doprawimy naszą kaszankę codzienną przyprawą reklamowaną z serduszkiem to nawet nasz pies położy się nam na łóżku, zapali świeczki a do czytnika cd włoży płytę z najlepszymi alternatywnymi wykonaniami utworów Barrego White'a z Tesco za 4,99.
No nic, podbudowani wędrujemy do pracy a tam rzeź niewiniątek bo jakiś einstein z HR wpadł na pomysł by obcy ludzie obdarowywali się na podstawie losowania gadżetami(do 30pln to cudów nie ma, allegro na czerwono aż furczy...) wyprodukowanymi o dziwo, nie przez amorki tylko zwinne chińskie ręce, i co gorsza żółte a nie czerwone. Poza tym wiadomo że x wymienił się na kupon z y bo to nie jest tak, ze romansują tylko ona ostatnio przypadkiem się wygadała, że mogłoby się jej podobać bikini z wodorostów a on szczęśliwie zna producenta. No ale przełknijmy to bo przecież świętować trzeba. Ze współczuciem mijamy upstrzoną badziewiem recepcję i znikamy w azylu pokoju.
Robimy swoje starając się uciec od radia, popupów w internecie(błogosławimy pluginy do przeglądarki internetowej) unikamy stołówki upstrzonej w dniu dzisiejszym na czerwono. Choć z drugiej strony to nawet lepiej bo nie widać syfu na obrusach i blatach. Walczymy ze sobą by pojawić się w kuchni unikając szczebioczących jak słowiki na speedzie koleżanek z dowolnego działu, które albo są za stare i wiedzą że nic dobrego ich nie spotka i wspominają poprzednie walentynki, które nota bene świętowały za komuny albo zbyt zdesperowane i nerwowo chichocząc chłoną każda informację bo w domu czeka ich jedynie upaprany don juan z czekoloadkami i jeden z nielicznych w roku stosunków z mężem przy których nie gra Panorama na TVP2. Wymijamy młode, które choć na stażu liczą że przedstawiciel handlowy, który je romantycznie przeleciał na poprzedniej integracji w zaciszu męskiej toalety, spłodzi dla nich karteczkę lub cokolwiekbądź romantycznego i tokują o domniemanej przyjemności wyjścia do kina za kupony z sieci komórkowej by gnić w kinie na różowo z innymi zespolonymi szczęśliwcami na filmie o budżecie średniej klasy pornola. Następnie wychodząc z kuchni pamiętamy by nie patrzeć im wszystkim w oczy i z uśmiechem numer 5, nalać herbaty/kawy i uciec.
Wytrzymując do 17, nie uruchamiamy facebunia bo zaleje nas krew lub potok aplikacji(jeśli jeszcze nie wyłączyliśmy tej zbawiennej funkcji to na pewno po dniu dzisiejszym to zrobimy) bo przecież kolega z fb zapomniał o co chodzi i wysłał nam z automatu powiadomienie o tym że na jego farmie dziwek brakuje ogiera więc chce się wymienić z nami na walentynkowego konia. Poza tym możemy natknąć się na utworzone naprędce pary oparte o wyjątkowo opiniotwórczy parametr "w związku" lub jeszcze bardziej enigmatyczny" to skomplikowane". Wpisy można podzielić na 3 kategorie, albo ktoś kogoś dmuchnął i nie odpisuje albo kocham cię Mariola jak japier...albo Marian ja wiem, że nam nie wyjdzie ale dajmy sobie czas. Pomijam gierki i konkursy bo na to trzeba mieć martwicę mózgu, choć w dniu takiego święta jest to prawdopodobne.
Zakładając, że wybiła 17 a my wymiksowaliśmy się z firmowego brunchu na którym główna księgowa da w palnik ubrana w diabelskie różki z serduszek a dział marketingu po raz kolejny zaszaleje i spije się do wartości znanych jedyni radzieckim astronautom. Uciekamy osaczeni kolorową paciają na ulicach. Mamy szczęście jeśli jakiś zbłąkany cygan nie zagra piosenki miłosnej w zafajdanym tramwaju, zresztą niech gra, bo z jego umiejętnościami nawet marsz pogrzebowy brzmi jak testy Tatiany Okupnik do odśpiewania hymnu w wersji Edyty Górniak. Zmierzamy zatem do domu by w spokoju zaczerpnąć ciszy w świetle telewizora
Uwaga, niedoświadczeni walentyńczycy mają tego dnia włączone telefony komórkowe. To niedobrze, no chyba że kochamy łańcuszki przy których czytanie spamu o powiększaniu penisa staje się dyscypliną odprężającą i motywującą do działania.
ciao
P.S. Z góry serdecznie dziękuję za analizę mojego udręczonego umysłu pod kątem niegasnącej zazdrości wszystkim zakochanym tego pięknego święta. Wskazuję na wynaturzenia a nie na okazję jako taką. No ale najbardziej zatwardziałych nagrodzę ignorem bo nie chce mi się czytać więcej niż wiem na swój temat
Dzień jak co dzień, mężczyźni i kobiety idą do pracy, wracają zmęczeni(lub nie jeśli praca drugim domem a szef ojcem, matką lub kochanką) potem spokojnie, klucząc niczym rosyjski saper po polu minowym, omijamy stragany ze wszelkiej maści paździerzastym czerwonym chłamem i zamykamy się w domu pamiętając by nie włączyć przypadkiem Katastrofa24 lub innego SensacjaInfo na naszym LCD marki "szybka rata w saturnie/mediamarkt/euro rtv agd"
I tak wyglądałoby to idealnie...prawie.
Kłopoty zaczynają się jeśli nieopatrznie, a nie ukrywajmy że większość z nas popełnia ten błąd, włączymy radio. Pierwszym newsem, na wypadek gdybyśmy ostro dali w palnik lub zagrali na nosie, jest to że dzisiaj nie Pawelec przejmuje zimę w radio Eska, tylko jakiś bliżej nie zorientowany święty Walenty.
Potem rozpoczyna się spirala(miłości, gdy jesteśmy zakochani/nienawiści gdy niedawno ktoś był uprzejmy wykopać nasze serce z dłoni w okolice sedesu) przy której większość przedstawicieli handlowych wilgotnieje już w okolicach połowy stycznia. Przez spiralę rozumiemy piękne wonne melodie przerywane głośnymi, by nasze rozmiłowane serca mogły to uchwycić, reklamami podczas których dowiemy się po raz kolejny że jak walentynki to durex chociaż z drugiej strony jeśli doprawimy naszą kaszankę codzienną przyprawą reklamowaną z serduszkiem to nawet nasz pies położy się nam na łóżku, zapali świeczki a do czytnika cd włoży płytę z najlepszymi alternatywnymi wykonaniami utworów Barrego White'a z Tesco za 4,99.
No nic, podbudowani wędrujemy do pracy a tam rzeź niewiniątek bo jakiś einstein z HR wpadł na pomysł by obcy ludzie obdarowywali się na podstawie losowania gadżetami(do 30pln to cudów nie ma, allegro na czerwono aż furczy...) wyprodukowanymi o dziwo, nie przez amorki tylko zwinne chińskie ręce, i co gorsza żółte a nie czerwone. Poza tym wiadomo że x wymienił się na kupon z y bo to nie jest tak, ze romansują tylko ona ostatnio przypadkiem się wygadała, że mogłoby się jej podobać bikini z wodorostów a on szczęśliwie zna producenta. No ale przełknijmy to bo przecież świętować trzeba. Ze współczuciem mijamy upstrzoną badziewiem recepcję i znikamy w azylu pokoju.
Robimy swoje starając się uciec od radia, popupów w internecie(błogosławimy pluginy do przeglądarki internetowej) unikamy stołówki upstrzonej w dniu dzisiejszym na czerwono. Choć z drugiej strony to nawet lepiej bo nie widać syfu na obrusach i blatach. Walczymy ze sobą by pojawić się w kuchni unikając szczebioczących jak słowiki na speedzie koleżanek z dowolnego działu, które albo są za stare i wiedzą że nic dobrego ich nie spotka i wspominają poprzednie walentynki, które nota bene świętowały za komuny albo zbyt zdesperowane i nerwowo chichocząc chłoną każda informację bo w domu czeka ich jedynie upaprany don juan z czekoloadkami i jeden z nielicznych w roku stosunków z mężem przy których nie gra Panorama na TVP2. Wymijamy młode, które choć na stażu liczą że przedstawiciel handlowy, który je romantycznie przeleciał na poprzedniej integracji w zaciszu męskiej toalety, spłodzi dla nich karteczkę lub cokolwiekbądź romantycznego i tokują o domniemanej przyjemności wyjścia do kina za kupony z sieci komórkowej by gnić w kinie na różowo z innymi zespolonymi szczęśliwcami na filmie o budżecie średniej klasy pornola. Następnie wychodząc z kuchni pamiętamy by nie patrzeć im wszystkim w oczy i z uśmiechem numer 5, nalać herbaty/kawy i uciec.
Wytrzymując do 17, nie uruchamiamy facebunia bo zaleje nas krew lub potok aplikacji(jeśli jeszcze nie wyłączyliśmy tej zbawiennej funkcji to na pewno po dniu dzisiejszym to zrobimy) bo przecież kolega z fb zapomniał o co chodzi i wysłał nam z automatu powiadomienie o tym że na jego farmie dziwek brakuje ogiera więc chce się wymienić z nami na walentynkowego konia. Poza tym możemy natknąć się na utworzone naprędce pary oparte o wyjątkowo opiniotwórczy parametr "w związku" lub jeszcze bardziej enigmatyczny" to skomplikowane". Wpisy można podzielić na 3 kategorie, albo ktoś kogoś dmuchnął i nie odpisuje albo kocham cię Mariola jak japier...albo Marian ja wiem, że nam nie wyjdzie ale dajmy sobie czas. Pomijam gierki i konkursy bo na to trzeba mieć martwicę mózgu, choć w dniu takiego święta jest to prawdopodobne.
Zakładając, że wybiła 17 a my wymiksowaliśmy się z firmowego brunchu na którym główna księgowa da w palnik ubrana w diabelskie różki z serduszek a dział marketingu po raz kolejny zaszaleje i spije się do wartości znanych jedyni radzieckim astronautom. Uciekamy osaczeni kolorową paciają na ulicach. Mamy szczęście jeśli jakiś zbłąkany cygan nie zagra piosenki miłosnej w zafajdanym tramwaju, zresztą niech gra, bo z jego umiejętnościami nawet marsz pogrzebowy brzmi jak testy Tatiany Okupnik do odśpiewania hymnu w wersji Edyty Górniak. Zmierzamy zatem do domu by w spokoju zaczerpnąć ciszy w świetle telewizora
Uwaga, niedoświadczeni walentyńczycy mają tego dnia włączone telefony komórkowe. To niedobrze, no chyba że kochamy łańcuszki przy których czytanie spamu o powiększaniu penisa staje się dyscypliną odprężającą i motywującą do działania.
ciao
P.S. Z góry serdecznie dziękuję za analizę mojego udręczonego umysłu pod kątem niegasnącej zazdrości wszystkim zakochanym tego pięknego święta. Wskazuję na wynaturzenia a nie na okazję jako taką. No ale najbardziej zatwardziałych nagrodzę ignorem bo nie chce mi się czytać więcej niż wiem na swój temat
Skomentuj