Obrazki z męskiego dojrzewania

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • trujnik
    Seksualnie Niewyżyty
    • Mar 2018
    • 201

    Obrazki z męskiego dojrzewania

    Jest to szkic, który posłużył mi do napisania e-booka "Witamina M" (do pobrania z mojego chomika). Nie jest to typowe opowiadanie, a kilka scenek, które zna każdy z nas.

    Obudził się i od razu zorientował się, że coś jest nie tak. Cisnęło go mocno w dole brzucha, czuł, jakby miał jajka z kamienia. Wsadzał rękę w spodnie od piżamy, czul się, jakby trzymał ją w czymś mokrym. Wyjął i powąchał. Fuj. Nie, nie będzie wstawał, tego dnia. Jest chory.
    – Jakub, a ty do szkoły dziś nie idziesz? – zapytał ojciec stojąc w drzwiach.
    – Nie, tata, źle się czuję – odpowiedział. –
    – Pewnie masz jakąś klasówkę. Wczoraj dzwoniła nauczycielka, jesteś zagrożony z polskiego. Znajdź sobie inny czas na chorowanie.
    – Nigdzie nie pójdę! – wykrzyknął. – Dajcie mi wszyscy święty spokój!
    – Ej, synu, nie takim tonem – przestrzegł ojciec i usiadł na łóżku. – Ale faktycznie nie wyglądasz mi za ciekawie. Co się dzieje?
    Jakub milczał.
    – No mów! Czy mam przynieść pasek? – wściekał się ojciec.
    – Nic takiego, może rzeczywiście pójdę do tej szkoły.
    – Nigdzie nie pójdziesz! – grzmiał ojciec. – Masz natychmiast powiedzieć, co ci jest!
    – Nic… – odpowiedział, przewracając się na łóżku.
    – Już ja cię nauczę rozumu – ojciec podszedł do łózka i zdarł kołdrę z chłopca. I zdębiał. Jakub leżał z majtkami ściągniętymi do kolan, a jego podbrzusze pokrywały rdzawe plamy. Wpatrywał się jakiś czas.
    – To… to się ze mnie wylało – bąknął nieśmiało.
    – I ty chcesz leżeć cały dzień tylko dlatego, że się spuściłeś? – grzmiał dalej ojciec. – Marsz do szkoły, ale już!

    Co to znaczy się spuszczać? – zastanawiał się cały dzień. W szkole ten problem gryzł go tak, że nie mógł uważać na lekcjach I mało nie pogrzebał swoich szans na przejście do gimnazjum.
    – Zawadzki, co ty się tak wiercisz? – pytała nauczycielka. Jakub zauważył po raz pierwszy w życiu, że ma spore cycki. Gdy nauczycielka podchodziła do niego, czul się, jakby najeżdżały na niego wielkie cycki. Temat cycków absorbował go cały dzień w szkole, aż do ostatniej lekcji. Eh, zobaczyć takie cycki – fantazjował. Tylko jak? Przypomniał sobie, że chłopaki z klasy podglądały dziewczyny w przebieralni, która przylegała do sali gimnastycznej. Dyskretnie, tak żeby nikt nie widział, wspiął się na gzyms, trzymając się ręką zewnętrznej framugi okna. W ciasnej przebieralni istotnie przebierały się dziewczyny,
    – Czy może któraś zamknąć to cholerne okno? – usłyszał. Jakaś dziewczyna podeszła i zatrzasnęła okno, przycinając chłopcu palce. Jakub spadł z wysokiego gzymsu na brukowaną podmurówkę domu, łamiąc sobie nogę.

    Przez trzy tygodnie leżał w domu i oprócz jednego kumpla pies z kulawą nogą go nie odwiedził. Kumpel, z którym zresztą się nie lubili, przyniósł zeszyty do przepisania.
    – Słuchaj – zapytał go Jakub. – Co to znaczy spuszczać się?
    – To ty tego nie wiesz? – zdziwił się kumpel. – Zawsze wiedziałem, że jesteś niedorozwój, ale nie, że aż taki.
    – To powiesz mi czy nie? – nalegał Jakub.
    – A niby dlaczego mam ci to powiedzieć? Od wychowywania dzieci są rodzice, zapytaj starego, to ci powie.

    – Dobra mamo, już idę, jeszcze tylko zrobię biologię – krzyknął słysząc kolejne ponaglenie. Włączył internet. Zmora ostatnich dni, prezentacja o wielorybach wisiała nad nim tym bardziej, im bardziej od niej uciekał. na wpół senny przebijał się przez wyplute przez google adresy. Narwale, płetwale... Nagle zastanowił się. Hmmm, Walenie w pociągu. Pewnie coś o transporcie tych pożytecznych zwierząt.
    To, co zobaczył, może z transportem miało coś wspólnego, ale na pewno nie z wielorybami. W każdym razie jeśli w tym momencie nie wypadły mu oczy, zawdzięczał tylko przenośnemu znaczeniu tego zwrotu. Wie, powinien to wyłączyć, to grzech. Tak mówił ksiądz na religii, tak mu wpajali od urodzenia w domu. Kiedy był mały, bawił się ptaszkiem, kiedy złapał go na tym ojciec. Dostał po łapach, pamięta to, jakby to się zdarzyło przed chwilą. Od tamtej pory nawet nie patrzył jak sika. Tym panom zdecydowanie nie dał nikt po łapach. A powinien.
    I tak się zaczęło...

    Owe sceny prześladowały go przez następny dzień, i jeszcze następny... Postanowił się przejechać pociągiem, tak, żeby nikt nie wiedział. Może zobaczy jakieś walenie. Ojciec miał samochód i pociąg jako środek lokomocji zupełnie nie wchodził w grę. Korzystając z wolnego dnia i tego, że rodzice akurat byli w pracy, wymknął się chyłkiem z domu. Kupił bilet do Oławy, przeliczywszy czas transportu wyszło mu, że w cztery godziny obróci tam i z powrotem. Pociąg, do którego wsiadł był pusty. Zaczął sobie przypominać sceny zaobserwowane na internecie. Powoli nadciągała mocna fala, fala, której nie wcześniej nie zaznał. Odruchowo chwycił za krocze. Robiło mu się coraz przyjemniej, gdy, patrząc nieprzytomnie w okno usłyszał: Niech będzie pochwalony... Obrócił się. O cholera, zakonnica. Tak, aby nie zauważyła niczego podejrzanego, wymknął się chyłkiem z przedziału. Gdzie teraz? A, toaleta, powinna przecież być. Znalazł ją, zamknął się od środka i ściągnął spodnie. W oczy rzucił mu się napis: Spłukiwanie ustępu pedałem, który jakiś dowcipniś przerobił na: Przez spłukiwanie ustępu zostaniesz pedałem. Tak poznał nowe słowo, którego znaczenia dokładnie nie znał, ale coś tam słyszał. Ustęp był zdezelowany, dolna klapa nie dociskała do końca, w wyniku czego stukanie pociągu przepełniało metalicznym trzaskiem całą toaletę. Gdy już miał przeżyć swe największe szczęście w życiu, zadzwoniła komórka. Przeniósł rękę z członka do kieszeni, wyciągnął wyjące urządzenie. Mama. O, cholera...
    Ustępu nie spłukał. Z tej wycieczki wrócił autobusem.

    Wpisał do googli słowo "p*dał". Część mechanizmu dźwigniowego służąca do wprawiania go w ruch za pomocą nacisku nogą. – dowiedział się z Wikipedii. Inne wyniki były o wiele ciekawsze. Z coraz większym zdumieniem patrzył, co robią panowie na zdjęciach. Złapał się na tym, że chciałby zobaczyć komuś fiuta. Tak na żywo. Pogrzebał w pamięci – ależ już widział, tyle, że dawno i nie zastanawiał się nad tym specjalnie. Zeszłych wakacji, u kuzyna na wsi. Wszedł do łazienki, nie wiedział, że kuzyn się kąpie. Kuzyn, chłopak dwa lata starszy od niego, nawet nie zareagował, a on wycofał się wstydliwie z łazienki. Nawet zastanawiał się, czy nie powiedzieć tego księdzu na najbliższej spowiedzi. Ale jak to powiedzieć? Siurka? Ch*ja? Nie, nie będzie klął w kościele, to grzech. I nie powiedział.

    Przypiliło go, wszedł do toalety. Obok, przy pisuarze stał jakiś facet. Ni to przypadkiem, popatrzył kątem oka... i po chwili już nie mógł oderwać wzroku, nie zauważył nawet, że zaczyna sikać po ścianie...
    – Co się tak gapisz?
    – Ja? Nic...
    – Ale jednak się gapisz...
    – Też bym chciał takiego mieć – powiedział, nawet nie zastanawiając się.
    – Pij mleko, będziesz miał wielkiego – zaśmiał się facet, zapiął rozporek i wyszedł z toalety.
    Tego dnia na kolację wypił dwie szklanki, ku zdumieniu matki. Do tej pory trzeba go było przymuszać nawet do jednej.

    Przeciętny wymiar członka wynosi od siedmiu do dziewięciu centymetrów w stanie spoczynku, od trzynastu do siedemnastu centymetrów w wzwodzie – czytał. Ciekawe, jakiego on ma. Sięgnął do piórnika po linijkę, gdy przypomniał sobie, że zgubił gdzieś w szkole.
    – Mama, gdzie jest centymetr krawiecki?
    – A po co ci potrzebny? – tego pytania nie przewidział. Przecież nie powie prawdy...
    – Chcę wiedzieć ile mam w pasie – wymyślił na poczekaniu.
    – O, dobrze się składa, zaraz cię zmierzę, widziałam ładne spodnie w sklepie, pewnie będą w sam raz dla ciebie. Chodź tu...
    – Zaraz – wymruczał i poprawił członka w majtkach tak, żeby nic nie było widać. Będzie mierzyła zaraz nad, na brzuch się nie da go położyć. Wcisnął między nogi, syknął z bólu i lekko podkurczony ruszył do pokoju.

    Z reguły robił to albo późnym wieczorem, kiedy wszyscy spali, albo kiedy nikogo nie było w domu. Jego łóżko trzeszczało, bał się, że będzie coś słychać. Tego dnia wrócił ze szkoły wcześniej. Wszedł do pokoju. Fajnie by było... rozpiął spodnie. Był już gotowy. Przyjemna fala wstrząsnęła jego ciałem.
    – Co ty robisz?
    W drzwiach stał ojciec. W piżamie.
    – Jak ci nie wstyd, ty... ty… zboczeńcu.
    Naciągnął dresy, minął ojca i wypadł z pokoju. Zatrzymał się na ulicy. Nie, do domu to on już nie wróci. Ojciec go zabije. Nawet nie ma o czym myśleć. Bez sensu łaził po mieście, nawet nie zauważył, gdy robiło się ciemno. Z kilkugodzinnego odrętwienia wyrwał go dźwięk komórki. SMS.
    Gdzie jesteś? Martwimy się o ciebie.
    Piszą to piszą – powiedzial do siebie Jakub. Po chwili drugi esemes: Nie wygłupiaj się wracaj, ja to tez robiłem jak byłem w twoim wieku a nawet czasem teraz. Ale to męska tajemnica. Mamie ani słowa. Ciii...

    Odkrył cenną rzecz: jak się go poleje zimną wodą to opada. Ucieszył się, bo czasem jego mały sprawiał mu niemiłe niespodzianki, zwłaszcza przed wuefem, kiedy musiał się przebierać w szatni ze wszystkimi. Zawsze więc w krytycznym momencie urywał się pod koniec poprzedniej lekcji i w pustej toalecie dokonywał niezbędnych przygotowań.
    Nazajutrz po jednym z takich zabiegów obudził się z gorączką. Gdy rozprostował nogi, poczuł silny ból w kroczu. Z przerażeniem uświadomił sobie, że wizyty u lekarza nie uniknie. Matka, widząc że synowi rzeczywiście coś dolega, zgodziła się z nim pójść do przychodni. Szczegółów sobie darował. Ale lekarzowi będzie musiał powiedzieć, co martwiło go bardzo. A najgorsze – pokazać.
    Pewnie też mu stanie. Ostatnio wyobrażał sobie co by było na takim badaniu.
    – Następny proszę. I z rodzicem – usłyszał głos. Żeński.
    Musiał pokazać. Oczywiście na widok dekoltu pani doktor jego członek wyprostował, się w sposób wręcz podręcznikowy. Nie tak sobie wyobrażał moment, po którym sobie obiecywał, że będzie najpiękniejszy w jego życiu.

    – Synu, będziemy musieli poważnie porozmawiać – usłyszał, gdy siedział przed telewizorem. Nie zabrzmiało to przyjemnie.
    – Pytaj tato – odrzekł po chwili wahania.
    – Te plamy na twoim prześcieradle... Wiesz, ja wszystko rozumiem, ale w tym domu jest kobieta. Miejże chociaż szacunek dla własnej matki.
    Milczał chwilę, wreszcie wydusił z siebie:
    – To powiedz jak to robić. Sam mówiłeś...
    Starał się nie patrzeć na ojca, który w tym momencie zrobił się purpurowy, nawet nie czerwony.
    – Idź do książek. Zdaje się, że jęczałeś, że masz na jutro dużo zadane.
    – Ale...
    – Ja ci będę zmieniał pościel. Idź się uczyć, daj mi spokój...

    Właśnie odrabiał lekcje, gdy zapikała komórka. Dzwonił kolega, którego kilka ostatnich dni nie było w szkole. Był piątek, mógł podskoczyć z zeszytami. Drzwi otworzył mu kolega w piżamie. Musiał stwierdzić, że wyglądał ciekawie, nigdy do tej pory nie zwrócił na to uwagi, w innym otoczeniu i stroju prezentował się o wiele korzystniej. Czyżby interesowali go chłopcy? Pogadali o szkole, o lekcjach i w zasadzie już miał wyjść, kiedy kolega powiedział:
    – Mam coś ciekawego. Obejrzymy?
    – Hmmmm... zależy co to jest.
    – No chyba się domyślasz.
    Zastanowił się chwilę. Właściwie czemu nie? Kolega włączył film. Jakieś dwie blondynki siedziały na kanapie. Po chwili jedna drugiej zaczęła się dobierać do piersi. Patrzył na to bez zainteresowania.
    – I? tylko tyle?
    – Poczekaj, zaraz do nich przyjdą trzy koleżanki, dopiero się zacznie.
    Oglądali dalej. Patrzył na to z coraz większym przerażeniem. Najchętniej by to wyłączył. Były brzydkie, ordynarnie wymalowane i lizały sobie pipki.
    – Idę sobie zwalić – powiedział kumpel. Jak wrócę, ty też będziesz mógł. – i opuścił pokój.
    Zrobiło mu się mdło, pragnął zwymiotować. Już nie patrzył na ekran. Poszedłby do toalety, ale tam przecież tamten wali… Gdy tamten wrócił, pognał do ubikacji. Zdążył w ostatniej chwili. Robił wszystko, by tamten nie słyszał odgłosów wymiotowania.
    – No co, fajnie było? – usłyszał, kiedy wszedł do pokoju.
    Last edited by trujnik; 05-03-18, 21:06.
    onanizm po węgiersku – vàlenye kőnyà
  • trujnik
    Seksualnie Niewyżyty
    • Mar 2018
    • 201

    #2
    PS. Jeśli ktoś ma pomysł na jakiś ciekawy obrazek, niech dopisze, to opowiadanie ma strukturę otwartą i każdy może się dołączyć
    onanizm po węgiersku – vàlenye kőnyà

    Skomentuj

    • trujnik
      Seksualnie Niewyżyty
      • Mar 2018
      • 201

      #3
      Oto rozdział z Witaminy M, który był inspirowany tymi notatkami. Całość można przeczytać, owszem, ale ostrzegam, że cały e-book ma homoseksualny kontekst. Książka opowiada o dojrzewaniu chłopca, który odkrywa swój homoseksualizm, a przed robieniem głupot przestrzega go jego mały (czasem większy) przyjaciel

      Zacząłem więc kombinować jak znaleźć jakiś w miarę niezawodny sposób na nocne niespodzianki, ściślej te, których nie da się kontrolować, bo przecież on wcale nie chciał ustąpić. Najlepiej go czymś zawiązać, tylko czym? Na razie nie spowiadałem się, co dla niego szykuję, postawię go przed faktem dokonanym. Podwiązanie jednak nie wchodziło w grę, nie lepiej w coś go wsadzić? I tu z pomocą przyszła mi niezastąpiona Książka dla chłopców, z której dowiedziałem się o istnieniu czegoś takiego jak prezerwatywa. Co prawda jej przeznaczenie było inne, ale może i w tym będzie pomocna? Wiele na jej temat nie było, tyle że jest wykonana z lateksu i się ją nakłada. Zatem zadanie numer jeden – zdobyć prezerwatywę. W kioskach były, ich handlowa nazwa to eros. Zdecydowałem, że kupię dwie na próbę. Cena była przystępna, to złoty pięćdziesiąt to żaden wydatek, paczka najtańszych papierosów, sportów kosztowała trzy pięćdziesiąt. Nawet moje najskromniejsze oszczędności rzadko schodziły poniżej pięciu dych. Tylko gdzie je kupić? Coś mi mówiło, że to towar trefny i że trzynastolatek może mieć kłopoty z zakupem. Kioski na północnych Krzykach z góry odpadały, w większości znałem kioskarzy a oni mnie, w niektórych znano również rodziców. W centrum zawsze były kolejki, trzeba wybrać coś spokojniejszego. Usiadłem nad moim ukochanym planem Wrocławia i zacząłem kombinować. Leśnica za daleko, Księże Małe – nigdy ich nie lubiłem, już sam wjazd na Krakowską mi się nie podobał, a dalej było tylko gorzej. Co będzie, to będzie – pomyślałem, wychodząc z domu. Na Powstańców Śląskich wsiadłem w dwudziestkę i pojechałem na Grabiszynek. Gdzieś koło Inżynierskiej znalazłem kiosk, w którym siedziała znudzona starsza pani.
      – Poproszę dwa erosy.
      – Młodzieży nie sprzedajemy, Musisz mieć osiemnaście lat – odparła. Wsiadłem w najbliższy tramwaj jadący Grabiszyńską do centrum i wypatrzyłem kiosk przy ulicy Lwowskiej. Tym razem kioskarzem był jakiś facet, na moje oko po trzydziestce.
      – Są może erosy?
      – Spadaj gówniarzu!
      I tyle było z moich zakupów w tamtym miejscu. Czy rzeczywiście to taki przeklęty przedmiot? Z zakupu zrezygnować nie zamierzałem, jednak po dotychczasowych doświadczeniach lepiej mieć jakieś sensowne tłumaczenie. Hm, zgodnie z tłumaczeniem w książce, erosy robi się z lateksu, trzeba tylko jeszcze wiedzieć, co to jest... Na logikę plastik albo guma. No to po prostu powiem, że potrzebuję lateksu. Uzbrojony w wytłumaczenie podszedłem do kiosku na placu PKWN. Tym razem sprzedającym był starszy facet.
      – Poproszę dwa erosy.
      Popatrzył na mnie podejrzliwie, po czym niechętnie sięgnął do pudełka i mi je podał.
      – A na co ci? Nie za młody jesteś? No ale jak masz zrobić jakąś głupotę...
      – Potrzebuję lateksu.
      – A nie lepiej gumowe rękawiczki? Też są z lateksu.
      Cholera... Na to nie byłem przygotowany. Na szczęście z tyłu ktoś stanął, więc facet bez ceregieli podał mi erosy i zainkasował zapłatę. Czegoś nie rozumiałem. Czy jeśli ktoś idzie do sklepu kupić chleb, to sprzedawca pyta się, do czego jest potrzebny? Albo przestrzega, by za dużo nie jeść? Nie. To dlaczego robi się ceregiele przy sprzedaży prezerwatyw?

      W domu aż mnie korciło, by przetestować zakup, ale rodzice jeszcze nie spali, musiałem odczekać swoje. Mój przyjaciel chyba domyślał się, że szykuje się coś dziwnego, bo gorączkował się dobre pół godziny przed pójściem do łóżka. Traf chciał, że miałem sporo zadane i musiałem przedłużyć odrabianie lekcji. Jednak pod koniec nie mogłem już myśleć o niczym innym. No i wreszcie nadszedł ten moment. Na szczęście na opakowaniu był poglądowy rysunek, jak to się nakłada. Umieścić na czubku i rolować w dół. Jako syn inżyniera byłem już niezły w czytaniu rysunków poglądowych, szkiców i rysunków technicznych.
      – Co to ****a jest? – zapytał mój przyjaciel. – Wiedziałem, że coś kombinujesz, doniesiono mi o tym już po południu, ale...
      – Trzeba cię jakoś ubrać. No szykuj się, będziemy przymierzać.
      – Wal się.
      – Słownictwo, misiu. Robisz mi problemy, to muszę na ciebie znaleźć jakąś radę.
      – Przestałeś mnie lubić? – zmartwił się.
      – Nie, nie o to chodzi. Raczej przestałem cię rozumieć, zachowujesz się irracjonalnie. Co prawda jest jakieś wytłumaczenie, nawet niedawno czytałem, hormony czy coś takiego, ale szczerze mówiąc, guzik mnie to obchodzi. No, ubieramy.
      Nie było to wcale takie trudne i już po chwili mój przyjaciel przestał być tak bezwstydnie nagi. Śmiesznie nawet wyglądał w tym kapturku, który, jak głosiła instrukcja, miał być pojemniczkiem na nasienie. Czyli łzy radości mojego przyjaciela. Zacząłem go głaskać, spokojnie, delikatnie. To było coś nowego, jakbym to nie ja dotykał. Mój przyjaciel siedział cicho, ale chyba mu się to podobało, gdyż zrewanżował mi się tak silnym tańcem radości, jakiego jeszcze nie przeżyłem. Zmęczony po prostu zasnąłem.

      Na D–Day wybrałem noc z soboty na niedzielę, kiedy mama siedzi u ciotki w Opolu. I okazało się to bardzo roztropną decyzją. W niedzielę rano i ojciec i ja lubimy sobie pospać, ale granice rozkoszy są ustalone na dziewiątą, by ubrać się, zjeść śniadanie i spokojnie zdążyć do św. Henryka na sumę na jedenastą. Ponieważ testy odbywały się późnym wieczorem, chyba nawet po północy, musiał mnie budzić ojciec.
      – Co to jest? – zapytał, trzymając czubkami palców, jak najdalej od siebie, prezerwatywę.
      On nie wie, co to jest? No co jest, do cholery? To raczej on powinien mi to powiedzieć, a nie pytać się mnie – pomyślałem, budząc się w trybie błyskawicznym.
      – To jest prezerwatywa – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
      – Ja się ciebie nie pytam, co to jest...
      Czyżbym się przesłyszał?
      – ... ale co to robi w twoim pokoju na podłodze.
      Przecież mu nie odpowiem, że leży, bo to było oczywiste, ale skoro miał kłopoty z ustaleniem podstawowych faktów...
      – Skąd to masz? – grzmiał dalej ojciec.
      – Kiosk na placu PKWN, cena detaliczna...
      – Wiem, ile kosztują. Jeszcze pytanie po coś to kupił – głos ojca nie brzmiał bynajmniej pojednawczo.
      Nie trzeba było tak od razu? To się dawało logicznie wytłumaczyć, a nawet powołać się na niedawno wydane nowe przepisy domowe. Bez zbędnych ogródek powiedziałem ojcu, po co mi to było.
      – Nie mogłeś z tym przyjść od razu do mnie? – powiedział zupełnie innym głosem, po części zrezygnowanym, po części z dużą ulgą. – To nie tak się robi, myślę, że z tym pomysłem mógłbyś startować w jakimś konkursie racjonalizatorskim. Tyle że, jak widzisz, ma wady. Po pierwsze, pokaż mi się w tej piżamie.
      Wstałem, a ojciec popatrzył na rozporek. Mój przyjaciel akurat miał wolne od swej niedawnej aktywności, wiec większego wstydu nie było.
      – One są po prostu za szerokie, nawet teraz widzę ci jajka. Nic dziwnego, że później są takie niespodzianki na pościeli. Jedyna rada to kupić ci porządne spodenki do spania albo przyzwoitą piżamę. Tyle że po naprawdę porządną piżamę to trzeba jechać do NRD albo jeszcze lepiej do Reichu. Zobaczę w sklepie za porządnymi gaciami na noc dla ciebie. Jeszcze tylko zmierzę cię w pasie. A na drugi raz jak masz takie problemy to mi mów, chyba ostatnio sobie coś wyjaśniliśmy.
      „W ogóle ostatnio zmieniłeś się nie do poznania” – chciałem mu odpowiedzieć, ale na razie nie będę go za bardzo chwalił, może mu się jeszcze coś odwidzi?

      całość na http://chomikuj.pl/trujnik/witamina_m Transfer na koszt autora.
      onanizm po węgiersku – vàlenye kőnyà

      Skomentuj

      • trujnik
        Seksualnie Niewyżyty
        • Mar 2018
        • 201

        #4
        Jeszcze jeden obrazek z e-booka Witamina_M. Leszek ma obawy o swoją orientację i postanawia wykonać ostatnią rozstrzygającą próbę.

        Zająłem się, i owszem. Obiecałem sobie, że na dyskotece na zakończenie roku przyjrzę się tej całej Krysi. Dotąd nie miałem żadnej praktyki w obchodzeniu się z dziewczynami. Z chłopakami też, gwoli ścisłości. Czego ona może ode mnie chcieć? Sięgnąłem po wyświechtany i pogięty podręcznik Jaczewskiego po raz nie wiem który. Przydałby się nowy egzemplarz albo jeszcze lepsza książka, tę fragmentami znalem na pamięć. Przeczytałem wszystko, co pisze na temat współżycia płciowego – tak to się głupio nazywa. Zatem będzie dziura, co nie było dla mnie żadnym odkryciem. Porośnięta na dodatek, co widziałem na tych zdjęciach, o których już wam opowiadałem. Samo wspomnienie wystarczyło, abym to odłożył na bok, ale dalej walczyłem twardo. Rytmiczne ruchy. Hmmm. Poruszyłem kilka razy rytmicznie biodrami tak jak Elvis Presley. I to wszystko? Ta dziura niepokoiła mnie najbardziej. W zasadzie...

        Wszedłem do kuchni i rozejrzałem się po sprzętach. Nic nie miało odpowiedniej dziury, która pasowałaby do mojego przyjaciela. Dobijał już do piętnastki i niebezpiecznie się rozszerzał. W tym momencie mój wzrok padł na butelkę, małą, ćwierćlitrową, po śmietanie czy kefirze, jeden pies. Ojca nie było w domu, mogłem spróbować.
        – Co ty chcesz zrobić? – zapytał zdumiony przyjaciel, widząc przed sobą przezroczystą butelkę.
        – Przymierzyć.
        – Na łeb sobie ją wsadź – powiedział. Długo musiałem go uspokajać.
        – No może raz...
        – Wykluczone.
        – Ale ona ma naprawdę łagodne brzegi – pocieszyłem go i sprawdziłem raz jeszcze. Rzeczywiście, nic nie kaleczyło, nie rysowało, wszystko było gładkie i zaokrąglone.
        – Pie.rdolnij się tą butelką w czoło – powiedział mój najukochańszy przyjaciel z wściekłością. Co za słownictwo. Pod tym względem było u niego coraz gorzej, ja hamowałem się dość skutecznie, on nie i sądził, że będzie mu to uchodziło na sucho. Niedoczekanie.
        – Nawet nie zamierzam z tobą dyskutować.
        Żadnej reakcji, nic. No to wziąłem butelkę i usiłowałem ją naciągnąć. Niestety, główka była trochę zbyt duża. Może by tak odczekać aż przestanie szaleć i oklapnie ze zmęczenia? No ale czekać mogę do jutra, a ojciec wraca za pół godziny. Nic z tych rzeczy. Dlatego przyniosłem z łazienki opakowanie kremu Nivea i przygotowałem go. Miałem wrażenie, że nacieranie kremem spodobało mu się z tego wszystkiego najbardziej. Piękniś się znalazł.
        – Na razie nie ma czasu na kosmetykę – powiedziałem, biorąc butelkę. Wzdrygnął się z emocji.
        – Ucz się, bo może niedługo będzie to umiejętność, która będzie ci bardzo potrzebna.
        – Chromolę.
        Jak chromoli, to chromoli. Ja tymczasem męczyłem się z wpychaniem. Niby szło, ale ciężko. Wkręcanie będzie lepsze – pomyślałem i zacząłem wykonywać butelką ruchy obrotowe. Zwycięstwo przyszło w miarę szybko. I co? I nic. Dalej było coraz gorzej. Część w środku zaczęła pęcznieć i czerwienić się. O jakimkolwiek poruszaniu ruchem posuwistym – jak to zalecał podręcznik – nawet nie mogło być mowy. U wylotu butelki powstał pierścień, który blokował wszystko. Oczywiście to wina mojego przyjaciela, to on tak pokierował całą sprawą. Tyle że to nie czas na szukanie winnych, trzeba było coś z tym zrobić i to natychmiast. Przyjaciel darł się o pomoc, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Jedna z rzeczy, których nie potrafi, to kurczyć się na zawołanie, w drugą stronę idzie mu to nawet sprawnie, nie powiem. No a tu umarł w butach. Jak to się ostatnio modnie mówi, dupa zimna. Zimna. No tak.... Popatrzyłem na zegarek, ojciec będzie za dziesięć minut. Odkręciłem zimny kurek w wannie, zatkałem zatyczkę (z nerwów pomyliłem kolejność czynności) i nalałem tak ze dwadzieścia centymetrów najbardziej lodowatej wody, jaka była w zasięgu. To jednak było małe piwo w porównaniu z tym, co mnie dopiero czekało. Trzeba się było w tym zanurzyć. Patrzyłem rozpaczliwie na wodę i zegar naprzemiennie. Mam na to pięć minut. I to pod warunkiem, że wyjdzie, co wcale nie było oczywiste. Trzy, dwa, jeden... Jakby mi jądra urywali. Że nie wyskoczyłem od razu, zawdzięczam tylko problemowi wiszącemu na końcu mojego przyjaciela. Ale zareagował prawidłowo, choć powoli. Gdy zachrobotał klucz w zamku, mogłem odłożyć butelkę na półkę. Uff… Na jakiś czas miałem dość tych eksperymentów.

        Wieczorem mój przyjaciel obraził się na mnie śmiertelnie, chyba pierwszy raz w życiu. Długo, bardzo długo się nie odzywał i nawet nie reagował na żadne próby udobruchania go: głaskanie serdeczne uściski, nic. Musiałem uciec się do ostatniej instancji, jaką jest smyranie pod wędzidełkiem.
        – Ale i tak nie będę z tobą gadał – powiedział, gdy pobudziłem go jako tako. Było mi tak wstyd, że, co zdarza się bardzo rzadko, nawet na niego nie patrzyłem, słuchając jedynie zaduszonego głosu dochodzącego spod kołdry.
        – Proszę...
        – Odwal się.
        – Ale ja cię chcę przeprosić.
        – Nader słusznie, tylko ja wcale nie wiem, czy chcę te przeprosiny przyjąć – odezwało się to wstrętne bydlę.
        – Bo?
        – Bo ja rozumiem, że czasem można zrobić coś źle, nie wiedzieć, wybrać złą opcję. Ale tu nic takiego nie było, ty po prostu skretyniałeś. Podobno masz piątkę z fizyki, prawda? Jakbyś sobie przypomniał te wszystkie wiadomości ze szkoły o podciśnieniu, prawo Pascala, kilka innych tricków, wiedziałbyś, jak to się może skończyć. Po cholerę cię tego uczą? Żebyś miał kolejną piątkę na świadectwie? Zastanów się. Czy wkładasz rękę do wrzącej wody?
        – Już nie.
        Prawda, zdarzyło mi się i to nie rękę a palec, kiedy wpadła mi łyżka, która chciałem wyjąć gotujące się jajka.
        – To się, mój drogi, nazywa świadomym działaniem na szkodę własnego organizmu – powiedział jadowicie.
        – Gdzieś to wyczytał? – zapytałem, z miejsca wyczuwając gazetę.
        – Nieważne. Brzmi tak samo groźnie, jak wygląda. Wiesz, jak ja się idiotycznie czułem z tą butelką?
        – Już wierzę, nie wyglądało wiele lepiej. Tyle że jak ja potrenuję przed tymi dziurami?
        – Przecież mówiłem, abyś się nie martwił na zapas. Jest ci to potrzebne?
        – Może być – odpowiedziałem.
        – Krysia?
        – Tak.
        – To od razu zapomnij. Nic z tego nie będzie miało miejsca. Krysia, w przeciwieństwie do Mirka, nie ma głowy napchanej świństwami.
        Ma czy nie ma, dałem spokój tej bezproduktywnej rozmowie i czekałem na sen.

        – Lechu czy możesz mi wytłumaczyć, co robi butelka od śmietany wymazana kremem Nivea na półce w łazience? – zapytał ojciec, który wszedł do pokoju i popatrzył na mnie jakoś dziwnie. Rany, nie zdążyłem posprzątać i teraz będę świecił oczami albo nawet gorzej.
        – Stoi, była mi potrzebna – odpowiedziałem.
        – Nie wnikam po co – powiedział głosem, który jednoznacznie wskazywał, że rad by się dowiedzieć, tyle że z góry wie, że mu tego nie powiem. – Bądź łaskaw ją umyć i położyć tam, gdzie jest jej miejsce. Nie myśl, że zawsze będę po tobie sprzątał.
        Chcąc niechcąc, musiałem iść posprzątać ostatnie ślady po moim marzeniu o dziurach. Przynajmniej takich. W duchu dziękowałem ojcu, że nie drążył tematu, choć na dziewięćdziesiąt procent się domyślił, wystarczyło tylko zobaczyć jego spojrzenie. W ogóle mam wrażenie, że on wie o wiele więcej, niż ja myślę. Nie to, żeby robił jakieś uwagi, czy zmuszał mnie do wynurzeń, niemniej ostatnio zdarzyło się coś, zresztą luźno związanego z tą nieszczęsną butelką, co pozwoliło mi myśleć o wszystkim nieco inaczej.




        ----
        całość na http://chomikuj.pl/trujnik/witamina_m
        onanizm po węgiersku – vàlenye kőnyà

        Skomentuj

        • trujnik
          Seksualnie Niewyżyty
          • Mar 2018
          • 201

          #5
          Ostatni już obrazek – fragment Witaminy M, . Zapraszam do przeczytania całości, z uwzględnieniem uwag powyżej.

          Po okresie pewnego spokoju i w miarę poprawnego funkcjonowania mój przyjaciel znów zaczął się znów odzywać. Jakoś, mając z nim do czynienia na co dzień, nie zauważyłem, że trochę podrósł, wydłużył się, zrobił się jeszcze grubszy. Odkryłem to przy jakiejś kąpieli. Nie to zresztą.
          – A co to ma znaczyć? – niemal wykrzyknąłem. Owszem, mówiło się coś o zmianach, ale nigdy o tym, na czym one mają polegać i jak będą wyglądać.
          – Nic. Przygotowuję sobie lepsze, bezpieczniejsze otoczenie.
          – Czy to w ogóle jest normalne?
          – Jak najbardziej – odparł z samozadowoleniem, jakby dostawał premię za to, co robi i jak się odzywa.
          – Nie sądzisz chyba, że lepiej będziesz wyglądał w tych kłakach?! Przecież to wygląda potwornie!
          – Nie wygląda. Poza tym ty dojrzewasz, ja też.
          Po dokładnej inspekcji doszedłem do wniosku, że nie on mi będzie dyktował warunki. Zupełnie mi się nie podobał w tym otoczeniu i trzeba było natychmiast coś zrobić. Ale co? Popatrzyłem na zegarek – była już prawie północ, ale mnie się zupełnie odechciało spać. Jakoś nie byłem przekonany do tych kilkunastu kłaczków. Może trzeba iść z tym do lekarza? Doszedłem do wniosku, że na razie załatwię problem doraźnie, a później się zobaczy. Znalazłem starą maszynkę do golenia, gdzieś na półce jakąś żyletkę. Jednorazówek jeszcze nie było, weszły do użytku kilka lat później. Ojciec zaś golił się maszynką elektryczną, której wolałem nie ruszać. Usiadłem więc gołym tyłkiem na wannie i zabrałem się za egzekucję. Miejsce było trudne, ciężko było zmusić skórę do posłuszeństwa. Zaciąłem się lekko kilka razy, ale w końcu, dumny z siebie, dokończyłem dzieła. Wyglądało już porządnie.
          – Nie będziesz mi mówił co i jak. Moje ciało należy do mnie, będę sobie robił z nim, co chcę – powiedziałem mu, naciągnąłem spodnie od piżamy i poszedłem spać.

          Rano obudził mnie przeraźliwy ból w podbrzuszu. Nie tyle ból, co pieczenie i swędzenie. Czegoś takiego dotąd nie przeżywałem w moim dwunastoletnim życiu. Przerażony, powykręcany, pobiegłem do łazienki i niecierpliwie zdarłem z siebie spodnie. Wyglądało to strasznie. Całe miejsce między pępkiem a nim było czerwone, umazane krwią, w miejscu, gdzie rosły włosy, teraz widniały czerwone brodawki.
          – Masz za swoje – wydało mi się, że zaczyna ze mnie szydzić. – Przestrzegałem. Teraz ja mam czyste sumienie a ty – niezły pasztet.
          Faktycznie miałem niezły pasztet, zwłaszcza że niedawno w szkole uczyli mnie o drobnoustrojach, zakażeniach i tym podobnych nieciekawych sprawach. Jedyne, co mogłem zrobić, to przemyć łono (straszny wyraz, ale niestety nie ma lepszego) ciepłą wodą z mydłem. Po czym, pamiętając przestrogi pani od biologii, że miejsce należy odkazić, chlapnąłem na nie zdrowo ojcowską wodą po goleniu, o głupio brzmiącej nazwie Jucht. Jeśli nie krzyknąłem z bólu to chyba tylko dlatego, żeby nie pobudzić ludzi w domu. Czułem, jak mnie wypala niemal do środka. Ból był przeraźliwy i nie ustąpił od razu. W zasadzie tego dnia nie powinienem iść do szkoły, tym bardziej że jedną z lekcji był wuef. Jak tu ćwiczyć, kiedy każdy ruch sprawia ból? Inna sprawa, że niechętnie siedziałem w domu, zwłaszcza jeśli byli w nim ojciec i matka.

          – No to jedno mamy z głowy – powiedział mój przyjaciel na wieczornym spotkaniu. – Już więcej nie popełnisz takiej głupoty, choć mojej główki nie dałbym za to, że nie popełnisz następnej. Masz w tej dziedzinie jakiś zupełnie nadprzyrodzony talent. Nic tylko pogratulować. Tyle że mnie nie jest do śmiechu.
          Powoli wiedziałem, jak go przekupić. Najbardziej lubił głaskanie, to go może nie uspokajało, w przeciwieństwie do zwierząt i ludzi, wręcz przeciwnie, zaczynał dostawać jakichś drgawek. Ale mimo wszystko było to przyjemne. Tamtego wieczora też go jakoś udobruchałem i w zasadzie byliśmy pogodzeni.
          onanizm po węgiersku – vàlenye kőnyà

          Skomentuj

          • kamil_ke
            Świntuszek
            • Feb 2015
            • 78

            #6
            Napisał trujnik

            całość na http://chomikuj.pl/trujnik/witamina_m Transfer na koszt autora.

            cześć, ale jak pobrać na twój koszt? czy jakieś hasło gdzieś wpisać?

            Skomentuj

            • trujnik
              Seksualnie Niewyżyty
              • Mar 2018
              • 201

              #7
              Nie. Wejdź normalnie pod ten adres, nie loguj się i ciągnij. Folder jest tak ustawiony, że można, punkty potrąca z mojego konta.
              onanizm po węgiersku – vàlenye kőnyà

              Skomentuj

              • trujnik
                Seksualnie Niewyżyty
                • Mar 2018
                • 201

                #8
                Fragment powieści "Inni, tacy sami". Maciej, jeden z głównych bohaterów, po raz pierwszy usiłuje nałożyć prezerwatywę.

                „Nuda” – pomyślał i w tej chwili przypomniał sobie o tym, co rano schował do kieszeni. Na dobrą sprawę można się temu przyjrzeć. Otworzył opakowanie i rozwinął prezerwatywę. Była długa, dużo za długa jak na jego potrzeby. Na Mietka może byłaby dobra – pomyślał, lekceważąc lekką falę, która uderzyła mu do głowy, po czym rozpiął spodnie, zsunął je do kolan i wyciągnął członek z majtek. Mimo że guma była pokryta talkiem, trudno mu było ją naciągnąć i sprawiało to ogromny ból, zwłaszcza na kołnierzu żołędzi. „Przecież nie może to być aż takie skomplikowane” – pomyślał. Może członek trzeba czymś nasmarować? Tylko czym? Przypomniał sobie, że na półce w łazience stała butelka oliwki kosmetycznej. Przyniósł ją i naoliwił członek. To było coś, czego nie znał do tej pory, zupełnie inne doznania, przyjemniejsze. Rozkoszując się śliskim dotykiem prawie zapomniał, co tak naprawdę zamierza zrobić. Tym razem prezerwatywa nie stawiała oporu i dała się naciągnąć aż do samego końca, choć z drugiej strony dobre pięć centymetrów zwisało z członka. Mimo że wiedział, że dalej jest coś nie tak, jego organ był do tego stopnia pobudzony, że postanowił inne próby zostawić na zaś i rozkoszować się przyjemnym uciskiem.

                W tym momencie rozległo się głośne pukanie do drzwi. Przerażony Maciej schował w pośpiechu członek w spodnie łącznie z prezerwatywą i pobiegł otworzyć drzwi.

                Powieść do pobrania na http://chomikuj.pl/trujnik/inni
                onanizm po węgiersku – vàlenye kőnyà

                Skomentuj

                Working...