W przypadku problemów z logowaniem wyczyść ciasteczka, a jeśli to nie pomoże, to użyj trybu prywatnego przeglądarki (incognito). Problem dotyczy części użytkowników i zniknie za kilka dni.

Czy dewianci seksualni tworzą Radio Maryja?

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • stvari
    Ocieracz
    • Feb 2013
    • 187

    Czy dewianci seksualni tworzą Radio Maryja?

    Zamieszczam opowiadanie pod tytułem "Czy dewianci seksualni tworzą Radio Maryja?", którego autorem jest niejaki Latzky. Tekst znalazłem już jakiś czas temu w jednym z folderów ZIP na stronie http://www.radiomaryja.pl.eu.org/nagrania/latzky/. Ja dokonałem w nim tylko kilku poprawek "technicznych": literówka, spacje... Opowiadanie jest bardzo krótkie, ale za to treściwe.


    Czy dewianci seksualni tworzą Radio Maryja?

    „Noż k***a!”- wrzasnął ojciec Rydzyk, kiedy zardzewiały gwóźdź wbił mu się w śmierdzącą kurzymi odchodami stopę podczas schodzenia z dzwonnicy.
    Zwalista postać trzymająca ogarek wtoczyła się na hol klasztoru redemptorystów. ”No, jeszcze tylko pociągnę o. Jackowi i wnet muszę być w Radyjo na poranną modlitwę” – pomyślał w duchu orędownik RM.
    O. Jacek spędzał poranek zaaferowany medytacją wg. Św. Ignacego Loyoli i nieomal nie zauważył, kiedy o. Tadeusz wsunął mu pod habit wilgotną, spoconą dłoń i począł z infantylną naiwnością czochrać jego padliniasty członek. Zrazu pochwycił go między wary (WARA!!!) – to jest bicie piany. Kiedy zbliżało się szczytowanie o. Jacka, oboje wrzasnęli ”Alleluja i do przodu!”, po czym nastąpiła mizerna ejakulacja na klasztorna posadzkę z marmuru.
    O. Dyrektor wypłukał gardziel, wsunął komórkę w sutannę, pochwycił plik medalików i obrazków propagandowych i ruszył do garażu. Wśród pięciu Peugeotów, dwóch Audi i jednego Opla wypatrzył swego czarnego Mercedesa. Wsiadł, odpalił i odjechał z piskiem opon w kierunku ul. Żwirki i Wigury, by SIAĆ i zionąć nienawiścią z eteru.
    W recepcji spotkał siostrę Leonillę, którą „na dzień dobry” zaznajomił ze swym czerstwym, gdyż w stanie rozkładu, członkiem. Podczas tych nieodpowiedzialnych pieszczot zza winkla wyłoniła się „Kapela z Sosnowca” snując swobodna improwizację tematu „Nigdy się nie poddać”. Rydzyka zatkało, toteż poszedł się wysrać. Maryjny kibel był jednak oKUPOwany przez przeżywającego tam piekielne męki ojca Mikruta, który nieopatrznie spożył torcik węgierski made by s. Leonilla. W wyniku tego nierozważnego czynu dostał skrętu jelit i zapadł na hemoglobinurię menonapadową (czy nocnonapadową...). Cóż było robić... Nachalna kupa o. Tadeusza parła na hemoroidalne zwieracze, więc jednym kopem rozp*****lił drzwi WC, wdarł się do wychodka w sposób iście bestialski, podwinął sutannę i wytoczył gęstą maź na o. Jana. Ten oszołomiony
    zaczął krzyczeć: ”Fare... Mare i czemare” - nic to, nic to.

    Po uporaniu się z powyższymi komplikacjami gastrycznymi, o. Rydzyk udał się do studia, gdzie jego służbowy uniform rozSIEWał specyficzną woń gówna.
    Toteż Pani Felicja nam tutaj zemdlała. „Czuję pewien niesmak” -powiedział prof. Jaroszyński i zrzygał się pod konsoletę, racząc swym widokiem Panią Beatę, która propagowała z o. Piotrem uporczywą masturbację. Hop-siup - zmiana dup.

    Prof. Jaroszyński zadzierzgnął posmarowaną tłuszczem lachę Krajskiego i począł ją lizać łapczywie niczym groźny pies Huckleberry. Nie chcąc być gorszym, o. Tadeusz ruszył w kierunku s. loretanki i wsunął język do szparki, wywijając nim zręcznie, jak gdyby był różańcem fosforyzującym... Ślinka szła mu do ust... Rozochocony o. Piotr perfekcyjnym ruchem zatknął zwycięsko mikrofon w odbycie o. dyrektora, a następnie w synowskim duchu spuścił się na kalendarz radiomaryjny z ubiegłego roku. Orgia osiągała apogeum.

    I wtedy właśnie do studia wkroczył prałat Kor i pół Żaby - Korża, trzymając w lewej dłoni butelkę piwa, tzw. bezalklowego, w prawej zaś bicz do smagania niewiernych, zagubionych owieczek. Oto mistrz ceremonii uświetnił swą obecnością radiowy gruppen sex, a co za tym idzie, wtoczył na stół realizatorski miażdżącego świadomość kutasa, wprowadzając kompletny zamęt wśród uczestników igraszek. Konsternację przerwał
    sygnał telefonu komórkowego (to nie był telefon z Brazylii) o. Rydzyka, otóż bp Frankowski dzwonił w sprawie 200 lalek dmuchanych, nieprzemakalnych i odpornych na tarcie, które miał być dostarczone do siedziby episkopatu.

    Prof. Jaroszyński zastygł w bezruchu gdy jego percepcja zarejestrowała obraz przedstawiający o.Piotra wgryzającego się siekaczami w wysłużony, z lekka wyliniały worek mosznowy o. Rydzyka, który skowyczał z radości. Karesom nie byłoby końca, niestety zbliżał się czas Apelu Jasnogórskiego, wobec tego po rytualnym schrupaniu twardego jak suchar stolca nastąpił koniec... Do widzenia... Idźcie...

    13-14.07.00
    0statnio edytowany przez stvari; 29-10-14, 01:45.
  • brkt
    Erotoman
    • Dec 2011
    • 714

    #2
    Pierwszy sygnał ostrzegawczy to "śmierdząca kurzymi odchodami stopa". Drugi to opis obciągania. Trzeciej nie będę nawet szukał.

    Istotą ironii jest wprowadzenie czytelnika w stan, w którym nie spodziewa się żartu. Istotą szydery jest robienie tego w delikatny acz widoczny sposób. Tutaj, mimo mojej niechęci do Rydzyka, dostałem ścierą po twarzy. Zbitką nieśmiesznych żartów pisanych w konwencji, ile mogę w jednym zdaniu zmieścić śmiesznych dla mnie - autora, opisów postaci.

    To jest słabe. Atakowanie smrodem jest słabe, chyba że mierzysz w szeroko pojęty humor biesiadny. Powodzenia zatem z opowiadaniem śmierdzącym kurzą kupą.
    0statnio edytowany przez brkt; 29-10-14, 08:52.
    generator losowych mądrości

    Skomentuj

    Working...