Co z tą Polską?? (wiadomości, poglądy, komentarze polityczne)

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • gucio5tys
    Perwers
    • Dec 2005
    • 1075

    Przecież Tusk to ciul. Miał co miesiąc wywalać najsłabszego ministra, i co?

    Przemo, ty lubisz kopać leżącego.
    Alkohol - typowy rozluźniacz języka
    "Jestem przeciwny aborcji, bo jak pokazuje życie, wyskrobano nie tych, co trzeba." Janusz Korwin-Mikke
    Przeglądarka internetowa ze słownikiem ortograficznym!!

    Skomentuj

    • glizdziarz
      Banned
      • Sep 2005
      • 1981

      Tak popatrzyłem po wypowiedziach w tym temacie i zastanowiło mnie jedno: Nikt nie napisał co sam robi, żeby "Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej". Marudzić i krytykować jest prosto ale zrobić coś dla Polski to już nie tak łatwo.
      Ludzie marudzicie, że politycy to zło wcielone ale ilu z was chodzi na wybory? Począwszy od tych lokalnych a sończywszy na tych do Parlamentu Europejskiego? Wiem, zaraz podniosą się głosy, że mój głos nic nie znaczy. G... prawda. Jeśli 1000 czy 2000 ludzi nie idących na wybory z powyższego powodu poszłoby to i wyniki byłyby inne. Jestem za tym, żeby w Polce uczestnictwo w wyborach było obowiązkowe. Skończyłoby się biadolenie, że ja tego czy tamtego nie wybierałem. Popatrzcie na Szwajcarów. Tam wszyscy chodzą a wiele istotnych spraw rozstrzygane jest w referendum.
      Zapraszam do dyskusji.

      Skomentuj

      • anduk
        Koci administrator
        • Jan 2007
        • 3899

        Ludzie marudzicie, że politycy to zło wcielone ale ilu z was chodzi na wybory? Począwszy od tych lokalnych a sończywszy na tych do Parlamentu Europejskiego? Wiem, zaraz podniosą się głosy, że mój głos nic nie znaczy. G... prawda.
        Oczywiście, że głos nic nie znaczy, gdyż zgodnie z ordynacją może być przesunięty między okręgami wyborczymi, oraz przyznany tej partii która ma najwięcej.

        Dopóki nie zostaną wprowadzone jednomandatowe okręgi wyborcze dopóty należy chodzić na wybory i skreślać dwie lub więcej osób by czynić głos nieważnym i by nie dało się go sfałszować (tak jak to się może stać gdy wrzuca się pustą kartkę).

        Myślę, że gdyby istniał duży odsetek takich głosów to byłby to sygnał dla polityków, że ludziom nie jest to obojętne.
        If you try and take a cat apart to see how it works, the first thing you have on your hands is a non-working cat.

        Skomentuj

        • anduk
          Koci administrator
          • Jan 2007
          • 3899

          Tak, gdyż miejsca w komisjach wyborczych przysługują ludziom wywodzącym się z partii politycznych. To oni mają patrzeć na ręce i dopilnować prawidłowego przebiegu głosowania. Nic dziwnego, że partia polityczna stawia warunki - dla niej jest to bardzo opłacalne

          Za pracę płaci państwo. Coś ponad dwie stówy dla szeregowego członka, i dodatek za bycie przewodniczącym komisji.
          If you try and take a cat apart to see how it works, the first thing you have on your hands is a non-working cat.

          Skomentuj

          • Sprężynka
            Seksualnie Niewyżyty
            • Feb 2009
            • 265

            Napisał Chica
            Skandal. Nie podpisalam kolezance z pracy.
            Nie podpisałam dla ojca

            A wybory - wystarczy popatrzeć na Białystok - tam "dla jaj" ludzie głosowali na niejakiego Kononowicza. Z tego co pamiętam, uzyskał coś ponad 2%. Wygląda na to, że każdy głos się liczy, więc tutaj zgadzam się z Glizdziarzem. Chodzę na wybory. Nie mam później wyrzutów sumienia za "ten jeden głos".
            Pocałuj mnie... zaczaruj mnie...

            Skomentuj

            • Jacenty
              Emerytowany PornoGraf
              • Jul 2006
              • 1545

              Każdy głos na wagę złota! Tylko jak podejść do faktu, że miliony głosów są po prostu marnowane?! Co z tego, że ja oddaję głos na konkretnego człowieka, którego znam i który wydaje mi się, że będzie odpowiednim reprezentantem, skoro i tak przechodzi ten z pierwszego miejsca na liście, czyt. koleś prezesa. Kolejną sprawą jest realizacja programu wyborczego, szczytne hasła, wielkie plany, a kiedy korytko już obsadzone wszystko idzie w niepamięć. Liczy się tylko prywata i nic więcej. Najpierw trzeba zrobić porządki po "tamtych", czyli czystki i obsadzanie intratnych stołków kolesiami, potem troszkę działań pod publikę, czyli "wykrycie" i nagłośnienie paru afer, oczywiście po "tamtych" i dalej kręcenie się wokół własnego ogona i pilnowanie tylko partykularnych interesów.
              Ludzie patrząc na to, co się dzieje w kręgach władzy i to od samego dołu, tej władzy lokalnej, aż po sam szczyt, do parlamentu, po prostu mają dosyć. Czy w normalnym kraju powinny być na okrągło wałkowane afery, komisje śledcze, oskarżenia, publiczne pranie brudów, ściganie TW itd? O czym to świadczy? Kilkanaście komisji śledczych w ciągu kilku lat i tak naprawdę to jeden skazany Rywin. A gdzie reszta? Gdzie wyroki w aferze paliwowej? Gdzie wyroki w sprawie Olewnika? Gdzie w sprawie przecieków Leppera? Po jaką cholerę w takim razie obradują te wszystkie komisje, tracą czas i pieniądze podatników, skoro i tak z tych wszystkich dochodzeń kompletnie nic nie wynika? Czy tym ma się zajmować sejm? To bicie piany dla samego efektu, żeby tylko zrobić wrażenie, że się cokolwiek robi.
              Po ślubie nie jest lepiej, ale czasem jest częściej

              Uwaga! Nie klikać w ten link pod żadnym pozorem!

              Skomentuj

              • glizdziarz
                Banned
                • Sep 2005
                • 1981

                Dromader z tą selekcją negatywną muszę się zgodzić.
                Nie iść na wybory mając jakie takie rozeznanie i określone poglądy? Można a potem czyta się wypowiedzi: ja ich nie wybrałem.
                A słyszał ktoś o pracy od podstaw? Przecież każdy z ludzi posiadający pełnię praw obywatelskich może wystartować w wyborach samorządowych. Wystarczy spełnić określone warunki, wcale nie takie straszne. Zaczynając od dołu można zmieniać powoli wszystko. I wczale nie potrzeba należeć do żadnej partii.

                Skomentuj

                • Kamil B.
                  Emerytowany PornoGraf
                  • Jul 2007
                  • 3154

                  Słyszałem od kumpla o przypadku pewnego piekarza, który wyroby, których nie sprzedał (wciąż zachowywały swoją ważność) po prostu rozdawał biednym. Po jakimś czasie Fiskus do...ał mu się do dupska o to, że w ten sposób zaniżał zyski i chciał uniknąć większego podatku.

                  Paranoja.

                  Skomentuj

                  • glizdziarz
                    Banned
                    • Sep 2005
                    • 1981

                    Też to słyszałem. Faktycznie paranoja.

                    Skomentuj

                    • Jacenty
                      Emerytowany PornoGraf
                      • Jul 2006
                      • 1545

                      Było o tym głośno, facet musiał sprzedać piekarnię i jeszcze zaciągnąć kredyty, żeby spłacić kary, które nałożył na niego fiskus. Wypowiadali się również inni piekarze, robią to samo, tyle że bez rozgłosu. Po prostu nie sprzedany chleb czy bułki zostawiają pod drzwiami caritasu czy innych tego typu instytucji, a dalej "podrzutkiem" zajmują się już odpowiedni ludzie. Wszystko anonimowo. Tego gościa załatwili sami bezdomni i biedni, ponieważ wiedzieli od kogo jest darmowe pieczywo i zrobili z niego publicznie bohatera dobrodzieja. Fiskus z urzędu dobrał mu się do dupy kiedy zaczęło o nim być głośno. Po prostu naliczyli mu podatek od darowizny karne odsetki za "oszustwa" podatkowe.
                      Po ślubie nie jest lepiej, ale czasem jest częściej

                      Uwaga! Nie klikać w ten link pod żadnym pozorem!

                      Skomentuj

                      • anduk
                        Koci administrator
                        • Jan 2007
                        • 3899

                        Problemem jest zgniły system polityczny, do którego w większości przypadków obowiązuje rekrutacja negatywna.
                        A może nie nadajemy się do demokracji jako naród? A może u nas demokracja się już kończy, pomimo wielkich wolnościowych tradycji?

                        W sondażu na onecie 90% internautów odpowiedziało, że politycy nie reprezentują ich poglądów. Równocześnie większość z tych polityków to Ci sami ludzie wybierani od kilkudziesięciu lat.

                        To jakaś narodowa schizofrenia czy brak alternatywy? A może zły system partyjny?
                        If you try and take a cat apart to see how it works, the first thing you have on your hands is a non-working cat.

                        Skomentuj

                        • Jacenty
                          Emerytowany PornoGraf
                          • Jul 2006
                          • 1545

                          Nasza narodowa tradycja to kłótnie, zawiść, zazdrość. Nawet pod zaborami nie potrafiliśmy się dogadać między sobą, naród jako bezimienna masa owszem, ale już przywódcy polityczni czy dowódcy wojskowi toczyli boje nie tylko z wrogiem ale i między sobą. Taka już jest mentalność Polaków, nie potrafią inaczej. A system partyjny, cóż, tam gdzie jest dwóch Polaków będą trzy partie polityczne i pomimo tego, że ich program będzie zbieżny i tak będą się zwalczać.
                          Po ślubie nie jest lepiej, ale czasem jest częściej

                          Uwaga! Nie klikać w ten link pod żadnym pozorem!

                          Skomentuj

                          • glizdziarz
                            Banned
                            • Sep 2005
                            • 1981

                            Dokładnie Jacku. Polacy potrafią być jednością jak poczują bat na grzbiecie i but na gardle. Może my nie potrzebujemy demokracji tylko totalitaryzm?

                            Skomentuj

                            • anduk
                              Koci administrator
                              • Jan 2007
                              • 3899

                              Dziennik Bałtycki, 2009-04-23

                              Mam nieodparte wrażenie, że Polska, polski rząd, polskie stocznie uczestniczą w jakimś szaleństwie. I w zasadzie byłoby to zabawne, gdyby nie fakt że "zabawy" polityczno-gospodarcze mogą mieć dramatyczny wpływ na losy tysięcy ludzi.

                              Zacznijmy od banału. Mamy ciężki kryzys gospodarczy. Światowa gospodarka przeżywa jeden z najtrudniejszych momentów w dziejach. Rządy poszczególnych państw, w tym europejskich, na wszelkie możliwe sposoby ratują swoje przedsiębiorstwa. "Wszelkie możliwe sposoby" oznacza głównie jeden sposób -bezpośrednie lub pośrednie "dosypywanie" kasy firmom lub całym branżom zagrożonym kryzysem. Pomoc liczona jest- globalnie - w setkach miliardów dolarów. Poszczególne - duże - firmy korzystają z dotacji liczonych w miliardach. Pomoc trafia do arcybogatych do niedawna banków i do firm motoryzacyjnych. Nie ma bodaj branży, która nie korzystałaby z pomocy państwa. Z jednym wyjątkiem. Otóż Polska nie może pomagać swoim stoczniom.

                              Brukselska biurokratka Neelie Kroes doprowadziła już do faktycznej likwidacji stoczni w Szczecinie i Gdyni. Skala kwestionowanej pomocy publicznej dla tych firm stanowiła ułamek tego, co jest dziś rozdawane w Europie. Mimo to zniszczono miejsca pracy. Teraz okazuje się, że w swoim liście pani Kroes kwestionuje także zasadność dalszego istnienia sprywatyzowanej już stoczni w Gdańsku.

                              I prawdę mówiąc, uważam, że mamy tu do czynienia ze skandalem podwójnym. Po pierwsze, nie rozumiem, co to jest za dokument "list pani komisarz". Czy to jakaś decyzja? Czy to oficjalne wystąpienie? Czy tylko bajanie? A może "luźne uwagi na temat...". Nie uznaję takiej polityki. I tu mamy skandal drugi. Od jesieni postawa polskiego rządu w sprawie polskich stoczni jest co najmniej dwuznaczna. W świecie pełnym gospodarczego interwencjonizmu rząd zdecydował się na likwidację potężnych stoczni, produkujących - bardzo ważna uwaga - nowoczesne statki. Stoczni, które po koniecznych zmianach (m.in. zwiększenie efektywności pracy) mogły obronić swoją pozycję na rynku. Niestety, sprawę tę rząd odpuścił. Teraz również - jak na razie nie docierają do mnie też żadne twarde odpowiedzi na najnowsze "bajania" komisarz Kroes. Mam wrażenie, że rząd wyjątkowo miękko reaguje na wszystkie wystąpienia w sprawie stoczni.

                              Co więcej - gdyby założyć, że rząd godził się na kontrolowaną upadłość polskich stoczni, aby ratować branżę, to można przyjąć, że się to nie uda. Bo w czasach kryzysu trudno będzie o mocnych inwestorów branżowych. Co więcej - już docierały głosy z Brukseli, że stocznia w Gdyni powinna być tak sprzedawana, aby nie prowadzić tam produkcji statków...

                              Oczywiście, można przyjąć, że stocznie zasłużyły na likwidację, gdyż nie zreformowały się na czas i żyły z pomocy publicznej. Problem w tym, że takiego liberalnego podejścia polski rząd nie prezentuje np. w sprawie dopłat do emerytur górników czy rolników. Rokrocznie te dwa cele pochłaniają wielokrotność kwot, o które toczy się spór z Brukselą. W zasadzie już chyba nawet nie toczy. Bo stocznie oddano praktycznie bez walki. Polski stoczniowiec nie zasłużył na potraktowanie takie jak holenderski bankowiec czy francuski monter samochodów. A pani komisarz Kroes ma "pole do popisu", jak to broni zasad wolnego rynku. Szkoda, że nie wszędzie tak samo. I szkoda, że robi to całkowicie bezkarnie. Bo w jakąkolwiek skuteczną reakcję polskiego rządu już nie wierzę.

                              Artur Kiełbasiński
                              Znalezione na forum FOW i warte przeczytania
                              If you try and take a cat apart to see how it works, the first thing you have on your hands is a non-working cat.

                              Skomentuj

                              • przemo90
                                Seksualnie Niewyżyty
                                • Apr 2006
                                • 223

                                Rzecznik rządu ponownie na cenzurowanym. “Super Express” ujawnił, że na obchody 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej Paweł Graś zabrał swojego syna, który zamieszkał w luksusowym hotelu w Sopocie. Za pobyt Grasia juniora płaciła… kancelaria premiera.

                                “Godz. 17.00. W restauracji tuż przy “Monciaku” (ulica Monte Casino, główny deptak Sopotu - red.) spotykamy Pawła Grasia. Przyjechał do Sopotu m.in. po to, by czuwać nad przygotowaniami do udziału premiera Donalda Tuska w uroczystościach 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Dwie godziny później minister przenosi się do hotelu Sheraton. Nie przebywa tam jednak sam. Widzimy go bowiem, jak wychodzi z hotelu wraz ze swoim synem Jakubem” - pisze “Super Express”.

                                “Panowie udają się razem na kolację, a potem na noc wracają do Sheratona. Do ich dyspozycji jest indywidualnie sterowana klimatyzacja w pokojach, kablówka, minibarek, a z okien roztacza się piękny widok na Zatokę Gdańską. W hotelu znajduje się też restauracja oraz modny bar. Wszystko dzieje się z niedzieli 30 sierpnia na poniedziałek 31 sierpnia. Kto zapłacił 920 zł za dobę pobytu rzecznika i jego syna w hotelu? Okazuje się, że… Kancelaria Premiera, czyli podatnicy” - zżyma się tabloid.

                                Paweł Graś przyznaje, że fundował synkowi luksusy na koszt państwa. “Miałem zarezerwowany nocleg. Syn spał ze mną w pokoju. Ale koszty wyżywienia pokryłem osobiście” - tłumaczy polityk. Jednak gdy wcześniej zapytaliśmy go, kto oprócz niego nocował w hotelu, odparł, że tylko “inni ministrowie”.

                                “To druga w ostatnim czasie wpadka ministra Grasia. W lipcu >SE< ujawnił, że rzecznik rządu mieszka od 11 lat za darmo w willi należącej do niemieckiego biznesmena i jest tam dozorcą. Wtedy Grasiem zajęła się skarbówka i CBA. Teraz powinien się nim zająć osobiście premier Tusk!” - pisze “Super Express”.
                                Tanie państwo ?

                                Skomentuj

                                Working...