A tak z przemyśleń własnych.
Latka lecą, człowiek robi się z ich biegiem coraz bardziej samoświadomy w kwestiach zdrowotnych. Chyba każdy z Was ma w mniejszym bądź większym stopniu coś takiego, że w miarę upływu czasu zyskuje pewną wiedzę na temat własnego organizmu i tego, co Wam szkodzi, a co Wam pomaga.
Obserwuję sobie od pewnego czasu innych ludzi i zastanawiam się, co tu się tak naprawdę odjaniepawla.
Gukam na młodych ludzi i tak sobie myślę. czy nie są świadomi tego, że organizm nie jest z gumy i na stare lata przyjdzie im płacić lichwiarski procent za zaciągnięte kredyty na własne zdrowie?
Przykład pierwszy z brzegu: noszenie krótkich skarpet zimą do sportowego obuwia, aby widać było kostki. Nieśmiertelny przykład powiedzenia "na złość babci odmrożę sobie uszy" czyli młodzieńczego buntu przeciwko czapkom kuciapkom. Może to i fajnie wygląda, niemniej - w wieku 30-40 lat zaczną się już kłopoty z organizmem, który nadwyrężony w szczenięcym wieku nie będzie miał już takiej sprawności jak gdy miało się lat naście czy inne dzieścia.
Inny myk - sytuacja, w której 20-kilkulatka ma już poważne problemy gastryczne przez żłopanie napojów energetyzujących - potrafiła ona żłopnąć sobie 3 takie puszki w ciągu ledwo kilku godzin. Kurna no, tauryna tak naprawdę to nic dobrego, bo mimo swojego w miarę dobrego wpływu na organizm, w połączeniu z kofeiną i w dużej ilości robi niezłe spustoszenie w organizmie.
W wypadku tamtej dziewczyny siadły jej jelita (miała chyba dodatkowo jakąś chorobę genetyczną, z tego co pamiętam - tym bardziej powinna się w takim razie wystrzegać takich szatańskich dekoktów!) i w wieku 20-paru lat rozwaliła sobie już zupełnie organizm.
Pomijając to, czy energetyki faktycznie działają (ja nie zauważyłem żadnej praktycznie różnicy), to nie lepiej zapodać sobie czystą guaranę w proszku, która nie daje takich efektów ubocznych?
Dobra, rzucam temat i zobaczmy, czy ktoś z Was się wypowie. :-)
Latka lecą, człowiek robi się z ich biegiem coraz bardziej samoświadomy w kwestiach zdrowotnych. Chyba każdy z Was ma w mniejszym bądź większym stopniu coś takiego, że w miarę upływu czasu zyskuje pewną wiedzę na temat własnego organizmu i tego, co Wam szkodzi, a co Wam pomaga.
Obserwuję sobie od pewnego czasu innych ludzi i zastanawiam się, co tu się tak naprawdę odjaniepawla.
Gukam na młodych ludzi i tak sobie myślę. czy nie są świadomi tego, że organizm nie jest z gumy i na stare lata przyjdzie im płacić lichwiarski procent za zaciągnięte kredyty na własne zdrowie?
Przykład pierwszy z brzegu: noszenie krótkich skarpet zimą do sportowego obuwia, aby widać było kostki. Nieśmiertelny przykład powiedzenia "na złość babci odmrożę sobie uszy" czyli młodzieńczego buntu przeciwko czapkom kuciapkom. Może to i fajnie wygląda, niemniej - w wieku 30-40 lat zaczną się już kłopoty z organizmem, który nadwyrężony w szczenięcym wieku nie będzie miał już takiej sprawności jak gdy miało się lat naście czy inne dzieścia.
Inny myk - sytuacja, w której 20-kilkulatka ma już poważne problemy gastryczne przez żłopanie napojów energetyzujących - potrafiła ona żłopnąć sobie 3 takie puszki w ciągu ledwo kilku godzin. Kurna no, tauryna tak naprawdę to nic dobrego, bo mimo swojego w miarę dobrego wpływu na organizm, w połączeniu z kofeiną i w dużej ilości robi niezłe spustoszenie w organizmie.
W wypadku tamtej dziewczyny siadły jej jelita (miała chyba dodatkowo jakąś chorobę genetyczną, z tego co pamiętam - tym bardziej powinna się w takim razie wystrzegać takich szatańskich dekoktów!) i w wieku 20-paru lat rozwaliła sobie już zupełnie organizm.
Pomijając to, czy energetyki faktycznie działają (ja nie zauważyłem żadnej praktycznie różnicy), to nie lepiej zapodać sobie czystą guaranę w proszku, która nie daje takich efektów ubocznych?
Dobra, rzucam temat i zobaczmy, czy ktoś z Was się wypowie. :-)
Skomentuj